piątek, 29 maja 2015

Życie - gra cz.1

   Tak oto pierwszy raz odpowiadam na nominację do LBA. Sama nikogo nie będę tym męczyć, bo z zasady nie lubię tej zabawy. Blogi warte uwagi możecie znaleźć w zakładce linki. Jednak, z jakiegoś powodu spojrzałam na treść wyzwania, rzuconego przez nikogo innego, jak autorkę bloga "Dzienniki Destiny". (Warto tam zajrzeć.) Jako, że zostałam mile zaskoczona, uznałam, że zrobię wyjątek od reguły.
A oto treść wyzwania:
Napisz na swoim blogu post na jeden z podanych poniżej tematów:
1. Jaki jest twój stosunek do gier komputerowych?
2. Jak wyobrażasz sobie świat w roku 2185?
3. Co sądzisz o wierszyku napisanym przez Yrososa?
Różne życia,
Różne historie.
Czy ktoś nam je pisze?
Czy może my sami to robimy?
Sięgamy gwiazd,
Nie znając wciąż odpowiedzi.
    Obawiam się, że to dość oczywiste, że nagięłam odrobinę reguły. Tak więc mamy opowiadanie, przy pisaniu którego inspirowałam się wszystkimi pytaniami, lecz przede wszystkim wierszem Yrososa. Jako, że historia wyszła wyjątkowo długa podzieliłam ją na dwie części (druga za tydzień).
    Będąc przy ogłoszeniach: Reklama Kliknij! Czytaj! Kochaj! (Lub chociaż polub.)

"Życie - gra" cz.1
   Jest wyjątkowo ciemno. Mimo że, jak zwykle, ciasne pomieszczenie jest oświetlane przez delikatny, błękitny poblask bijący od komputera, to Madowi jakoś trudniej dostrzec zarysy mebli. Chłopak mruga i przeciera twarz dłonią. Czuje tylko zmęczenie. Od dłuższego czasu nie może się wyspać i nie ma już sił nawet prosić o leki. Po prostu leży na łóżku przez kilka godzin, a potem wstaje jeszcze bardziej poirytowany i osłabiony.
   Nie jest pewny, czy to wzrok mu się pogarsza, czy przez mniejsze dostawy prądu, jego komputer przerzucił się na tryb oszczędny i nie świeci już tak jasno, ale nie chce mu się nad tym myśleć. W ogóle myśleć. Wolałby spać.
   Podnosi się z łóżka. Powoli. Kawałek po kawałeczku. Bierze wdech i wstaje. Nie ma zamiaru włączać światła. Możliwe, że to z przyzwyczajenia. Mad siada przy biurku i ze znudzeniem patrzy na ekran. Na pulpicie uporczywie mrugają dwa komunikaty. Jeden informuje o kończących się zapasach w lodówce i gaśnie od razu, gdy chłopak wybiera ten sam zestaw żywieniowy co zawsze. Drugi komunikat jest zdecydowanie mniej zachęcający. Szef próbował się dobić do niego na czacie. To może sugerować jedynie kłopoty, więc Mad zawczasu nastawiony negatywnie, podkula nogi na krześle i sprawdza wiadomości.
BardzoZłySzef: Nie oddałeś mi jeszcze poprawki Alicji, wiesz o tym? Termin minął dwa dni temu.
BardzoZłySzef: Musisz też oddać historię Lidii.
BardzoZłySzef: Zacząłeś w ogóle to robić?
BardzoZłySzef: Odpuść sobie tą Alicję, nieoszlifowana wersja już poszła.
BardzoZłySzef: Ale Lidię masz oddać na czas.
BardzoZłySzef: Zrozumiano?
   Mad patrzy tępo przed siebie. Musi dwa razy przeczytać tekst, by do niego doszło, ale przynajmniej ma mniej pracy. Wieści nawet nie są takie złe. Szybko wystukuje wiadomość, aby pokazać, że jednak żyje.
Denat-urat: Lidia już jest w połowie zrobiona. Zdążę. Daję słowo.
   Oczywiście nie jest w połowie. Nawet nie zaczął, bo cały czas myślał nad tą nieszczęsną Alicją. Dobra. Już nie musi o niej myśleć. Jeszcze raz przeciera oczy i skupia wzrok na ekranie komputera. Odpala swój program i zaczyna wpisywać dane. Na szczęście wspiera się gotowcami i nie musi po raz setny wprowadzać rasy i planety, w końcu od zawsze zajmował się jedynie ludźmi. Wzdycha i już definitywnie zabiera się do pracy.
   Najpierw wygląd. Niebieskie (00376e) oczy, blond (f0b81d) włosy, cera blada (ffcf82). Potem rysy twarzy. Robił to już tyle razy, że ma wrażenie, że się powtarza i już kiedyś zrobił coś takiego, jednak po dwóch godzinach głupiego ustawiania wyglądu program zielonym napisem obwieszcza, że projekt się nadaje. Mad wie, że najgorsze przed nim. Trzeba napisać historię. Puste miejsce, które mogło pomieścić ponad trzydzieści milionów słów czekało na falę informacji.
   Mad mruga. Patrzy na godzinę. Jest czwarta. Chłopak nie ma nawet pewności, czy nad ranem, czy po południu, ale zbytnio się tym nie przejmuje. Jedyne co jest pewne to to, iż powinien coś zjeść. Zjeżdża myszką na pasek zadań i wciska ikonkę widelca i noża. Pojawia mu się dobrze znany spis produktów. Chłopak wybiera puszkę Coli i zamyka okno dialogowe.
   Przez chwilę wsłuchuje się w ciche buczenie komputera. Potem słyszy cichy brzdęk i odwraca się. Puszka chłodnego napoju toczy się  jego stronę. Gdy będzie miał czas pomajstruje w sterownikach i trochę ogarnie te roboty. Później. Bierze łyk gazowanego napoju. Słodycz, wraz z bąbelkami gazu, rozchodzi się po jego ustach, dając przyjemne uczucie orzeźwienia.
    Zabiera się do pracy. Zaczyna od narodzin. Dziewczyna przyjdzie na świat w brudnej piwnicy. Ciekawie się zaczyna. Mad brnie dalej. Opisuje, jakie będzie jej pierwsze słowo, do jakiej szkoły zostanie wysłana, jakie koleżanki spotka, dlaczego zacznie chodzić na lekcje baletu.
    Zaczynają go boleć oczy.
    Dziewczyna będzie lubiła niebieski, a w wieku dwunastu lat zacznie nosić okulary. Zirytowana tym faktem złamie je i spuści w toalecie. W domu ojciec ją pobije. Będzie wściekły, że zmarnowała jego pieniądze, a ona obieca, że odda wszystko co do grosza. Lidia zacznie zapożyczać się u znajomych.
   Mad chce już dojść do dorosłości. Cola mu się skończyła, ale nie chce marnować czasu na drugą.
   Ikonka czatu mruga. Chłopak przełyka ślinę i sprawdza wiadomość.
Malimera: Co ty zrobiłeś tej biednej Alicji?
   Tekst sam w sobie nie wydaje się być groźny, ale osoba, która go wysłała, to zupełnie coś innego. Mad szybko zapisuje swoją pracę. Zrobi sobie przerwę. Odpisuje.
Denat-urat: Kurcze, nawet jej nie skończyłem. Widziałaś ją?
Malimera: Oczywiście, że widziałam.
Malimera: I nie chodziło o to, że była niedopracowana.
Malimera: Ciągle robisz złe zakończenia.
Denat-urat: To źle?
    Dobrze wie, jaka będzie odpowiedź. Już wiele razy to przerabiali. Jednak nie chciał już jej tego tłumaczyć. Musiał na chwilę oderwać się od aktualnej historii.
Malimera: Złe zakończenia z zasady są złe!
Denat-urat: Nie możemy porozmawiać o czymś innym?
Malimera: Obiecaj, że następny będzie happy end.
Denat-urat: A sprawdzisz?
Malimera: Tak.
Malimera: Musisz się zgodzić.
Malimera: Bo zhakuję ci komputer i przez następny miesiąc będziesz słuchał Nyan Cata.
Malimera: To jak?
    Zaciska zęby. Patrzy na klawiaturę i w końcu odpowiada.
Denat-urat: Kurwa.
Malimera: I świetnie :)
    A mógł ją zignorować. Tylko że wtedy Malimera włączyłaby coś jeszcze gorszego od Nyan Cata, by zwrócić na siebie uwagę. Zawsze robiła coś wrednego i przeszkadzała mu w pracy. Nawet się do niej przyzwyczaił. Chyba. Mimo tylu przeprowadzonych rozmów, nigdy jej nie widział, nie wie, jak ma na imię. To akurat mało go obchodzi. Bardziej go frapuje, co dziewczyna tak właściwie robi. Skoro ma tyle czasu na pisanie wirusów i nękanie go na czacie, a do tego czyta wszystkie jego historie. Mad pewien czas temu spytał, czy jest ona czymś w rodzaju bety i ciągle musi poprawiać jego prace, ale ona go zbyła. Niczego więcej się nie spodziewał.


5 komentarzy:

  1. Ciekawy i oryginalny sposób na odpowiedzenie na nominację.
    Koncepcja jest w porządku, ale typ opowiadania to nie do końca moja bajka.
    PS Jednak żyjesz, bo myślałam już, że cię ta kicia zjadła, bo potem zniknęłaś. :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Mogłaś wstawić wszystko od razu, byłoby mi przyjemniej. A teraz będę się zastanawiać. No cóż, pewnie właśnie tak miało to zadziałać. Jak zwykle podoba mi się kreowany przez Ciebie światek. Mrr. ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Rety, nie sądziłam, że ten wierszyk można wziąć, aż tak dosłownie. Jednak naprawdę fajnie ci to wyszło. Jednocześnie zabawnie i dramatycznie. Budowanie ludzi podobnie jak postaci z gier RPG, dialogi na kompie, po prostu super.
    Jestem bardzo ciekawa kolejnej części.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ledwo skończyłam, a już miałam ulubioną postać. Fragment bardzo mi się podobał. Chociaż jest mało opisów czyta sie naprawde przyjemnie.Pozdrawiam😊

    OdpowiedzUsuń
  5. To opowiadanie czyta się tak przyjemnie... aż żal, że historia jest taka krótka. Masz ogromny talent do pisania. Każde zdanie wywołuje miłe uczucie wewnątrz i zachęca do kontynuowania.
    Podziwiam, po prostu jedno wielkie "wow".

    OdpowiedzUsuń

Ludzie sami w sobie są nadzieją.