sobota, 1 lutego 2014

Miasto bólu cz.11

    Nie wszystko jest proste. Zdarza się, że nawet najsilniejsi zostają pokonani. Trzeba jednak umieć się podnieść po każdym upadku, nawet najboleśniejszym. Bo jeśli stracimy chęć do życia, to co nam zostanie?

 Miasto bólu cz.11 "łzy"
  Eliza siedziała na podłodze w szopie. Na policzkach miała zaschnięte łzy. Do jej uszu dochodził  jeszcze dalszy ciąg kłótni, lecz nie słyszała pojedynczych słów. W jej głowie głucho odbijały się tylko  to co powiedział ten facet "W końcu to ty ją zabiłeś." Eliza miała rozszerzone źrenice zaczęła szybciej oddychać. Nie mógł. Nie mógł! Mimowolnie zacisnęła ręce w pięści. Jej paznokcie wbijały się boleśnie w skórę. Ból nie tłumił emocji. Z pomiędzy palców zaczęła kapać krew. Kilka kropli upadło na podłogę. Nie zwracała na to uwagi. Ani na głosy dochodzące z dołu. Z trudem uniosła się i drżącymi rękami zasłoniła dywanem wejście do kryjówki. Czego jeszcze nie wiedziała? Nerwowo rozejrzała się dookoła. Wszystko wyglądało normalnie. Znów było słychać miarowy pomruk. Dziewczyna Złapała za klamkę i wyszła z szopy. Nie mogła tam już być. Nie chodziło nawet o to, że by ją zauważyli. Byli zbyt pochłonięci swoimi sprawami. Eliza delikatnie zamknęła za sobą drzwi. Po co kusić los? Zrobiła kilka kroków i osunęła się na ziemię. Nie miała już nikogo. Chciała zasnąć. Zasnąć i nigdy się nie obudzić.  Jej dłoń powoli powędrowała do paska do którego był przyczepiony scyzoryk. Otworzyła go jakby w każdej chwili mógł wybuchnąć i patrzyła jak mieni się w słońcu. Co by było gdyby odebrała sobie życie? Lekko się uśmiechnęła. Nie byłaby w stanie tego zrobić, dobrze to wiedziała. Mimo to lekko przyłożyła ostrze do nadgarstka. Ciekawe jakie to uczucie. Wiedzieć, że za chwilę się zginie. Odsunęła od siebie scyzoryk. Nie chce tego wiedzieć. Jest tyle rzeczy, które musi zrozumieć. Tajemnice, które musi odkryć. Widziała coś czego nie powinna i właśnie dlatego musi działać. Dowiedzieć się prawdy. Wsadziła scyzoryk do kieszeni i wstała. Chyba zostawiła otwarte okno w pokoju. Mogłaby przez nie wejść!
  Nie pomyliła się. Okno było uchylone. Popchnęła je i podziękowała bogom, że mieszka na parterze. Z gracją przeskoczyła przez parapet i była już w pokoju. Najbardziej na świecie chciała położyć się na łóżku, ale nie mogła sobie na to pozwolić. Wiedziała dobrze co musi teraz zrobić. Poszła szybkim krokiem do kuchni. Na stole stał kubek z niedopitą herbatą, ale to jej nie obchodziło. Otworzyła szufladę na sztućce, uniosła plastikową wkładkę,  starając się niczego nie rozrzucać. Cały czas były tu zapasowe klucze i kilka takich, o których nic nie wiedziała. Złapała wszystkie. Jej dziadek myślał, że to genialna kryjówka. Eliza już jako dzieciak odkryła ją, kiedy szukała skrytki na zdjęcie mamy.
  Stanęła przed drzwiami jego gabinetu i wsunęła klucz w zamek. Nawet nie musiała męczyć się w zgadywanie - ten był podpisany. Przekręcił się bez oporu. Eliza otworzyła drzwi powoli wślizgnęła się do małego pokoiku. Pachniało w nim starością i rumiankiem. Pudełko od razu rzuciło jej się w oczy. Leżało pod starym biurkiem. Przykucnęła i wyciągnęła je drżącymi rękami. Nie powinna tam patrzeć. Nie. Musiała wiedzieć. Jednym płynnym ruchem zerwała wieczko, zawartość wyglądała podobnie do tego ze strychu. Pusto, a przynajmniej na pierwszy rzut oka. Teraz bez zastanowienia podniosła udawane dno, odkrywając pistolet i kartkę papieru. Widniała na niej nabazgrana jutrzejsza data. Dziewczyna nie była pewna, czy chciała wiedzieć, czyje to zdjęcie, jednak ciekawość wygrała i Eliza obróciła kartkę i zobaczyła, coś czego się nie spodziewała. To nie była ona - bo podświadomie cały czas spodziewała się ujrzeć swoją uśmiechniętą twarz - tylko jakiś mężczyzna. Wydawał się dziwnie znajomy, jednak nie wiedziała skąd go kojarzy. To nie  ona, więc to nie jej sprawa, mimo wszystko nie czuła ulgi. Była bowiem pewna, że on musi zginąć. Tylko dlaczego? Może sobie jakoś zasłużył? Wpatrywała się w ostre rysy mężczyzny szukając odpowiedzi w jego bladym uśmiechu. Nie wyglądał jakby miał coś na sumieniu. Jej mama przecież też nic nie miała, a mimo to... Nie. Nie może teraz o tym myśleć, rozczulać się nad sobą. Wszystko ma jakiś cel, przynajmniej tak mówił jej dziadek. Co go skłoniło do morderstwa?

3 komentarze:

  1. Da się komentować? Da. Tak więc komentujcie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie piszesz. Pochłonęłam wszystkie rozdziały i czekam na nowe. Życzę weny! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Zaskoczył mnie ten komentarz i w moim serduszku zrobiło się ciepło. Mam nadzieję, że zostaniesz czytać dalej.

      Usuń

Ludzie sami w sobie są nadzieją.