czwartek, 24 grudnia 2015

List do B.

"List do B."

Dzień dobry.
Cześć.
Hej.
Co u ciebie?
Jak mija wieczność?
Dawno się nie widzieliśmy.
Ostatnio mam dużo czasu.
A nadal nie przychodzę w odwiedziny.
Bez usprawiedliwienia.
Tęsknię. 
Wiem, że czekasz pod drzwiami.
Mogę otworzyć
w każdej chwili.
Co u ciebie?
Znowu za mnie cierpisz?
Wiesz, że nie musisz?
Przecież zawsze będę słaba.
Przecież zapomniałam,
jak otworzyć te nieszczęsne drzwi.
Przecież boję się
tego, co trzymam w swoim domu.
Nie wchodź.
Przepraszam.
Wejdź.
Z całą swoją siłą.
Boże.
Ciągle Cię kocham,
wiesz?
Jak ci mija wieczność?
Znowu życzą Ci
wesołych świąt?
Znowu obchodzą twoje urodziny
w domu,
z którego zostałeś wyproszony?
Znowu nie mają niczego dla Ciebie?
Znowu plują w twarz,
tak samo, jak ja?
Boże,
napisz co u ciebie.
Bo u mnie jak zwykle.
Tęsknię,
ale nie wrócę.
Tęsknię
i czekam,
aż wyważysz drzwi.
(Sama zamontowałam.
Nierdzewna stal.)
Boże,
wszystkiego najlepszego.
Wesołych świąt.
Szczęśliwego nowego roku. 
Merry christmas
and
nawróconej mnie.

Po kawałeczku
   "Wiem, że czekasz pod drzwiami. /Mogę otworzyć /w każdej chwili." = Bóg czeka cały czas. Można do Niego przyjść w każdej chwili. On zawsze tam będzie. Teraz też jest tuż pod twoim nosem i czeka, aż otworzysz swoje serce.
   "Znowu obchodzą twoje urodziny/ w domu, /z którego zostałeś wyproszony?" = Boże Narodzenie to święto chrześcijan. A kto czyta wtedy Biblię? Nawet do kościoła mało kto zawita. Wspólna modlitwa przy stole? Zapomnijcie. To może choćby rozmowa dotycząca Chrystusa? Cóż, w mojej rodzinie wszystkie dyskusje, to dowodzenie, że wiara to głupota. Niby urodziny Boga, a jakoś nikt (Są wyjątki i chwała im za to!) nie daje mu prezentów i nie składa życzeń. Smutne trochę.
   "Znowu plują w twarz,/ tak samo, jak ja?" = Nie jestem dobrym przykładem osoby wierzącej. Chciałabym, a nie mogę. To znaczy mogę, ale jestem zbyt leniwa.
   "nawróconej mnie. " = Tego możecie Jemu życzyć. A czegóż by innego? Skoro cierpi przez nasze grzechy, to brak cierpienia (grzechów) byłby niezłym prezentem. Nie mamy nic innego do zaoferowania.

To nie wiersz
   To modlitwa.

Interpretacja
   Dzień dobry, podmiot liryczny się kłania. Bez obijania w bawełnę utożsamiam się z osobą mówiącą w wierszu. Znaczyłoby to, że jestem wierząca, a jednocześnie nie otwieram przed Bogiem drzwi. Chciałabym się nawrócić. Wiem też, jakie to trudne. I że moje plany zwykle nie wychodzą. Że mam słomiany zapał i nie dotrzymuję słowa, które dałam Bogu. Bogu! To całkiem sporo. To bardzo sporo.
   Jeśli chodzi o moją wiarę: On istnieje. Drogi świecie, nie zmuszam cię do niczego. Tak tylko mówię. Co byś potem nie mógł się tłumaczyć niewiedzą. Bóg istnieje. A mimo to nie chodzę do kościoła. Odmawiam tylko jedną cząstkę różańca dziennie i czasem zdarza mi się o tym zapomnieć. Lub zwyczajnie mi się nie chce. Grzeszę na okrągło i aż głupio mi iść do spowiedzi. Dobra, po prostu nie chce mi się uczyć tej walonej formułki na pamięć. Ani nawet jej wydrukować. Choć za czytanie z kartki swojego wyznania grzechów mogłabym być ostro zjechana przez księdza.
   Bądź co bądź, przepraszam.
   Boże.

3 komentarze:

  1. Mimo wszystko, nawet mimo wielokrotnego powtarzania "Boże", ja zupełnie inaczej rozumiem ten wiersz. Może pojechałam po bandzie ze swoimi myślami, ale Twój tekst spędził mi sen z powiek. Po prostu muszę to napisać.
    Wieczność to nieokreślony czas, każdy może więc ją rozumieć po swojemu. Tęsknię, ale nic nie robię, marnotrawię czas. Nie potrafię sama otworzyć drzwi, za którymi czai się zmiana. Czekam więc, aż ktoś je wyważy. Ktoś, z kogo wkroczenia w moje życie tak się cieszyłam, a przed kim się teraz zabarykadowałam, bo on jest równoznaczny zmianom. Ale na razie tylko czekam w moim domu, w moim życiu, pełna sprzeczności. Nie chcę zmian, choć boję się tego tkwienia w bezradności, w bezczynności, za zasłoną obojętności. I nie przyznaję się do nadziei na zmianę. Nie cierpię bez niej, zbyt słaba by do niej doprowadzić, ale patrząc na przestraszoną mnie, on cierpi. Mówię, że nie musi niczego z tym robić, zabraniam mu, a jednak czekam na niego i na zmiany. Chociaż nie dam mu niczego, na co by zasługiwał. Nie wrócę do niego, ponieważ czuję się winna, pogrążając się w stałości. Boję się, że on wyważy drzwi, a ja nic nie będę potrafiła dać w zamian. On nie zobaczy nawet nie wdzięczności, bo przecież nie było mi w tym zamknięciu źle. Co najwyżej zapytam: dlaczego tak długo? Więc tylko życzę tego, co wszyscy i po cichu: mnie, zmienionej, potrzebnej. Życzę z daleka, zza zamkniętych drzwi, bym je kiedyś otworzyła. Życzę, bo nie jestem w stanie obiecać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę się z tobą nie zgodzić.
      Zmiany to coś czego można się bać, czego się nie chce, a wie się, że to konieczne. Lub na odwrót.
      Bo są ludzie, którzy powinni wejść z butami w nasze życie, nie słuchając naszego nie.

      Usuń
  2. Dobre nawiązanie do rozmowy z Bogiem- takiej przez własną modlitwę, ale szczerą. Prawdziwa rozmowa nie musi być wyklepaną formułką.
    ,,Znowu życzą Ci
    wesołych świąt?
    Znowu obchodzą twoje urodziny
    w domu,
    z którego zostałeś wyproszony?"- jakie to prawdziwe i rzeczywiste.

    OdpowiedzUsuń

Ludzie sami w sobie są nadzieją.