niedziela, 25 maja 2014

Miasto bólu cz.17

   Jest niestety krótko, ale co poradzić. Dobrze chociaż, że wiem dlaczego Rufus tak się zachowuje. Nie ma to jak zrozumieć czyjeś zamiary dopiero po napisaniu jego działań. Cóż... Przynajmniej będzie ciekawie. 
Miasto bólu cz.17 "trup"
   Samochód zatrzymał się przed komisariatem policji. Bardzo ciekawe miejsce na morderstwo. Nie wiedział czemu tak o tym myśli, przecież to mógł być wypadek. Nie, nie mógł - poprawił się w myślach. Miał przeczucie, a ono jeszcze nigdy go nie myliło. Rufus wysiadł z auta i rozejrzał się w poszukiwaniu Jana - człowieka, który dzwonił do niego kilka minut temu. Dookoła budynku kręciło się sporo osób, ale on był bardzo charakterystyczną osobą. Niski i patykowaty staruszek, ubierający się w płaszcze i wyglądający jak podstarzały wampir. Po chwili znalazł go wzrokiem. Dziś był jeszcze bardziej zgarbiony niż zwykle. Nagle odwrócił się i zauważył wujka Karola. Uśmiechnął się słabo, lecz jego oczy się nie śmiały. Mężczyźni podeszli do siebie i przywitali się. Jan był sekretarzem burmistrza miasta, choć pełnił też rolę zastępcy. A burmistrzem był sam trup.
   -To gdzie on jest? - Spytał strażnik bramy.
   -Chodź. - Sekretarz miał beznadziejny humor, nic dziwnego, przecież bardzo lubił Gołębia, a teraz pewnie zaczną podejrzewać go o morderstwo. Prawdopodobnie dostanie po nim stanowisko, ale nie wyglądał na pocieszonego tym faktem. Rufus miał nadzieję na coś co oczyści jego starego przyjaciela z zarzutów. Nie wiedział tylko co to mogło być. Szli do miejsca zbrodni. Mężczyzna znów przyłapał się na tym, że myśli, o tym zdarzeniu jak o morderstwie. To przecież mógł być wypadek, bardzo tego chciał. Tylko burmistrz nie był zbyt lubiany, a choć gruby, to zdrowy jak koń. Szli powoli i w końcu wyjrzeli zza rogu budynku. Za komisariatem Rufus zobaczył coś co zaparło mu dech w piersiach. Andrzej leżał na całkowicie wypalonej ziemi. Był spalony. Tak doszczętnie, że można by mieć wątpliwości kto tam leży. Co więcej trawa wypalona była w idealnym okręgu, a ciało leżało dokładnie na środku. Rufus stał z otwartymi ustami i wpatrywał się w ten dziwny obrazek próbując cokolwiek zrozumieć. Nie chodziło jak zwykle, o to kto to zrobił, tylko jak? Oczywiście wypadek był wykluczony, ale nawet gdyby ktoś zrobił sobie miotacz ognia, to wyglądałoby to inaczej. Jakby ogień był pod całkowitą kontrolą zabójcy. Cholera - Pomyślał. Zza drzew nagle wyłonił się ktoś, kogo nie miał ochoty widzieć. Nigdy. Ten sam człowiek był niedawno u Paula i widziała go Eliza, widziała jak płonął. Mężczyzna zza drzew uśmiechnął się złowieszczo do Rufusa. Zamiast iść do niego i mu wygarnąć zwrócił się do Jana.
   -Wiecie już coś? Macie podejrzanych? - Mówił patrząc mu w oczy, lecz rozmówca spuścił wzrok.
   -Nic mi nie mówią. Powiedzieli tylko żebym po ciebie zadzwonił. Czy będziesz mógł mi powiedzieć, jak się czegoś dowiesz?
   -Tak. Oczywiście, ale teraz muszę do nich iść - ale najpierw gdzieś zadzwonić - dodał w myślach i odszedł od starego przyjaciela. Powinien przecież powiedzieć dziadkowi Elizy gdzie znajduje się jego wnuczka, bo nie wydawało mu się, że wróci dziś do domu. Wyciągnął telefon i wystukał numer. Znał go już na pamięć i nie musiał szukać po kontaktach. Usłyszał w słuchawce spokojną muzykę. To pewnie ta jego dziewczynka. Była urocza. Rufus nie musiał długo czekać, bo po krótkiej chwili słodka melodia ucichła, a w jej miejsce pojawił się głos Paula.
   -Słucham. - Ledwie dało się go usłyszeć, mówił szeptem i ciężko oddychał.
   -To ja Rufus. Twoja wnuczka... - Mężczyzna zaczął mówić powoli i spokojnie, lecz nie zdążył dokończyć zdania.
   -Znowu ty? Odczep się od mojej rodziny! - Starzec zaczął krzyczeć od razu, gdy się zorientował z kim rozmawia. - Słyszysz? Nie zgadzam się żebyś mnie nachodził. Rozmawialiśmy o tym, lepiej żeby nigdy się nie dowiedziała. - Jego słowa wypływały coraz szybciej i szybciej.
   -Nie po to dzwonię. Ona jest u mnie w domu. - Odpowiedział szybko, by ten nie zdążył wejść mu w słowo i znowu na niego naskakiwać.
   -C... co? - Dziadek Elizy zamilkł zdezorientowany. To prawda, że było już późno, ale myślał, że dziewczyna ma wrócić autobusem, który teoretycznie przyjeżdżał na przystanek, za kilka minut. Rufus dał mu kilka sekund na przyswojenie informacji i w tym czasie zrobił kilka kroków od ludzi patrzących się na ciało, a do ściany drzew, za którymi widział znajomą postać, lecz tamten już zniknął, dając do zrozumienia, że to on jest mordercą. Strażnik jednak nie miał czasu o tym myśleć, bo musiał się wytłumaczyć.
   -Posłuchaj, znalazłem ją płaczącą na ulicy, gdyby to byłby ktoś inny też bym jej pomógł. Proszę zrozum mnie, tak dawno jej nie widziałem, teraz śpi, ale jak poprosi to od razu odwiozę ją do domu. Dzisiaj i tak jest sobota, jutro nie ma szkoły. Wiem, że mnie nienawidzisz za to co się stało. Ja też, ale musisz mi zaufać. - Chciał go przekonać z całych sił, a Paul westchnął tylko.
   -Nie za to cię nienawidzę. Ma być u mnie w domu o dziesiątej Jasne?
   -Oczywiście. - Odparł i rozłączył się. Czuł, jakby kamień spadł mu z serca. Może tylko częściowo, ale i tak czuł się lepiej.

5 komentarzy:

  1. Nie jestem tutaj połapana w postaciach o akcjach bo nie czytałam bloga od początku. Zazdroszcze stylu pisania. Początkowo myślałam, że Ruffus to pies dopiero pod koniec....nic nie myśłam ;) Musze przeczytać poprzednie części i dowiedzieć się dlaczego Paul tak nienawidzi naszego bohatera.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne, będę wpadać częściej. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo intrygujący adres, w sumie ze względu na niego tutaj weszłam. Opowiadanie "Kocham Lamę" podbiło moje serce... Już sam tytuł. Jestem fanką takich dziwnych rzeczy, więc bardzo mi się tu podoba. :D

    http://chansu-kakashi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety nie czytam twojego bloga od początku, ale jak znajdę czas to na pewno to zrobię!

    OdpowiedzUsuń
  5. Hurrah! Finally I got a weblog from where I be able to really obtain useful facts regarding my study and knowledge.


    Feel free to visit my page :: senniki sennik

    OdpowiedzUsuń

Ludzie sami w sobie są nadzieją.