sobota, 7 czerwca 2014

Miasto bólu cz.18

   Ach, to moje zamiłowanie do tysiąca postaci drugoplanowych. Tak na serio to przecież w prawdziwym życiu też jest mnóstwo nic nie wnoszących osób, które mają swoją własną historię. Tak więc nie przywiązujcie się do wszystkich bohaterów, bo mogą wystąpić w jednej części i zostać zapomniani.

 Miasto bólu cz.18 "rana"
   Paul siedział na podłodze w kuchni. Jakoś dobiegł do telefonu, ale teraz nie mógł się ruszyć. Popatrzył na swoją prawą nogę. Na udzie miał czerwone oparzenie, powoli zaczynały się pojawiać pęcherze. Po kłótni i wybuchu tego smarkacza oblewał nogę zimną wodą. Dawało mu to chwilowe ukojenie. Westchnął i wstał podpierając się o blat. Musi sobie jakoś opatrzyć nogę. Do tego ten telefon... Nienawidził Rufusa i zabronił mu podchodzić do Elizy. Ona wróci do niego jutro, porozmawiają, opowie mu co się stało, on ją pocieszy. Wszystko będzie dobrze, tak jak było zawsze. - Pocieszał samego siebie, lecz w głębi duszy bał się, że dziewczyna dowie się prawdy. Choćby mały urywek przeszłości pokazany Elizie mógłby wszystko zniszczyć. Rufus powinien się zająć własną rodziną. Staruszek powoli człapał w stronę salonu. Dzisiejszy dzień był naprawdę nieprzyjemny. Dobrze, że niedługo się skończy. Paul bowiem zasypiał i wstawał wraz ze słońcem. Zainteresowanym mówił, że to jego głupie przesądy, że ma to po babce. Co prawda wierzył w wiele rzeczy, ale nigdy nie mówił co to naprawdę miało przynosić, bo wcale nie chodziło o szczęście, jak opowiadał wnuczce. Opadł na fotelu i zamknął oczy.
   Ding-dong. Ciszę przerwał dzwonek do drzwi. Kto to może być? Zastanowił się, bo chyba to nie Eliza, w końcu siedzi u tego... Ech... Lepiej o nim nie myśleć. Powoli podniósł się z fotela. Ding-dong - uporczywy dzwonek brzęczał ponownie ukazując zniecierpliwienie gościa. Dziadek ruszył do drzwi i je otworzył, a gdy ujrzał, kto za nimi stoi od razu się rozpromienił.
   -Klara! - Powiedział ciepło. - Co cię tu sprowadza? Nie powinnaś razem z resztą pracować w szopie? - Kobieta przewyższała go o głowę, nosiła krótkie farbowane na lekki róż włosy i była około dwa razy młodsza od Paula. Dziś miała na sobie skórzaną kamizelkę, krwistoczerwoną bluzkę i poszarpaną dżinsową spódniczkę. Mimo wszystko: innych gustów (Klara uwielbiała słuchać metalu), różnicy wieku, czy nawet charakteru bardzo dobrze się dogadywali. Kobieta choć zadziorna wykazywała większą empatię od większości osób w tym zakichanym miasteczku.
   -Wszystko odwołane. - Zamilkła, gdy jej wzrok zatrzymał się na świeżej ranie. - Oj... Nieźle go wkurzyłeś, co?
   On westchnął jedynie i zaprosił ją gestem do środka. Wiedział, że się o niego martwi, więc wysilił się na słaby uśmiech, kiedy dotarli do salonu. Usiedli na przeciwko siebie i patrzyli sobie w oczy. Klara popatrzyła jeszcze raz na jego nogę.
   -Posmarowałeś to czymś? Wiesz, nie wygląda to za dobrze.
   -Nie, nic nie znalazłem, ale nie musisz się martwić, to kiedyś zejdzie. - Mówił spokojnie.
   -Ta, razem ze skórą. - Odpowiedziała ze swoim nierozłącznym sarkazmem. - Idź do lekarza, mój nowy chłopak jest praktykantem u jakiegoś, może wcisnę cię w kolejkę.
   -Czekaj, czekaj, nowy chłopak? A co z Sebastianem? Mówiłaś, że jest wspanialszy od piosenkarzy z twojego ulubionego zespołu. - Paula zawsze bawiły miłosne przygody Klary, zmieniała chłopaków co jakiś tydzień i zawsze następny był "tym jedynym", ale ona tego nie widziała. Przewróciła oczami i zaczęła się tłumaczyć.
    -Powiedział, że to czego słucham to ścierwo!
    -Mi też się nie podoba twoja muzyka i jakoś się dogadujemy. - Zauważył, a ona wzięła głęboki wdech i zrobiła wielce obrażoną minę.
   -Nie powinniśmy rozmawiać o moich chłopakach, tylko twojej ranie. Jak chcesz to nie będę ci pomagać. Nie to nie. - Następna jej, już niezbyt pozytywna, cecha: ciągle się obrażała, na wszystko i za wszystko. Dziadek wiedział, że już nie podyskutują o jej miłościach, ale jednak miała rację, potrzebował lekarza. Tylko teraz będzie musiał przepraszać i pewnie zmusi go do słuchania tego, jak mówił Sebastian: ścierwa.
   -No dobrze, chodźmy już - powiedział wstając i idąc w stronę telefonu. - Zaraz poznamy tego twojego chlopaczka.

1 komentarz:

Ludzie sami w sobie są nadzieją.