niedziela, 16 listopada 2014

Kocham Lamę cz.8

    Jeśli są jakieś błędy, to przepraszam, wrzucam to w pośpiechu, jak coś wyłapię, to jeszcze poprawię. Miłego czytania.
Kocham Lamę cz.8
   Nie mogłam oddychać, czułam, jakby oczy chciały wyjść mi z orbit. Siedziałam z rozdziawionymi ustami, nie mogąc wykrztusić ani słowa, aż Wojtek zamiast siedzieć i patrzeć na mnie, jak na jakąś atrakcję turystyczną i pytać, czy nic mi nie jest. Potem uderzył mnie pięścią w plecy. Do oczu napłynęły mi łzy, bo przywalił mi dość mocno, i cały czas nie mogłam złapać tchu. Klepnął mnie po raz drugi i na wpół pogryziony paluszek upadł dokładnie na środek mojego plakatu.
   -Cholera - wydyszałam i starając przywrócić swój głos do normalności dodałam - Dzięki. Teraz tylko będę musiała robić wszystko od początku.
   Podniosłam głowę, patrząc na chłopaka, który wrócił do stolika. Jego brązowe włosy miały jakiś inny odcień w świetle jarzeniówki, a jego oczy nabrały jakiejś podejrzanej głębi i w ogóle wydawał się być ładniejszy niż zazwyczaj... Stop! Musiałam się ogarnąć, bo nawet ograniczony dopływ tlenu do mózgu nie mógł być przyczyną plecenia takich idiotyzmów.
   Wstałam i wzięłam całą swoją dzisiejszą pracę, którą właśnie zaplułam. Zgniotłam go idąc w stronę kosza i może z trochę za dużym zaangażowaniem wyrzuciłam go do śmieci. Bardzo nie lubiłam, gdy ktoś niszczył moje rysunki, a gdy sama to robiłam, to dopiero miałam podły nastrój. Do tego należy dodać fakt, że siedziałam w szkole, zamknięta wraz z kujonem z mojej klasy i zbyt gadatliwą rudą dziewczyną, a przecież była sobota. Nawet jeśli sama praca nie jest taka zła, to i tak miałam niezbyt przyjemny humor. 
   Już miałam wracać do znajomych, ze swoją zgryźliwą miną, gdy nagle drzwi otworzyły się i prawie mnie walnęły. Na szczęście odskoczyłam w ostatniej chwili. No po prostu alleluja i kanapki z keczupem. W ten sposób niebezpiecznie blisko mojej twarzy był kok pani od niemieckiego. Odsunęłam się o krok tak, że nie miałam, aż takiego wrażenia bycia olbrzymem, którego zaraz rozdepcze wściekły karzełek. Swoją drogą, ciekawe czemu nikt nie przezwał jej chochlikiem, to przecież takie trafne. Idealnie w momencie, w którym to pomyślałam Podkowa zmarszczyła swoje brwi i przewierciła mnie okrutnym, przerażającym i paraliżującym wzrokiem.
    -Znowu się obijamy, co? - Zapanowała krótka cisza. Pani M. westchnęła ciężko, jakby rzeczywiście przez cały ten czas się z nami użerała, choć jestem pewna, że po przyjściu do szkoły poszła do dyrektorki i razem jadły ciastka kokosowe. Ich woń zawsze unosiła się dookoła gabinetu. Raz, gdy poszłam podstemplować legitymację prawie zwymiotowałam do kosza na śmieci i powiem jedno, mało która sekretarka wam uwierzy, jeśli powiecie, że macie wstręt do kokosów. Podkowa chyba też by mnie nie wysłuchała, ale ona miała inne motywy. Ogarnęła jeszcze raz wzrokiem naszą małą kanciapę i powiedziała - przyjdziecie jeszcze w poniedziałek po lekcjach, a teraz jesteście wolni.
    I wyszliśmy. Ubrani w swoje zimowe kurtki grupka gimnazjalistów ruszyła przed siebie. (Mówienie o sobie w trzeciej osobie jest jednak trochę dziwne. Kończę z tym.) Stanęliśmy na podwórku przed szkołą, gdzie rozwidlały się drogi. Można było iść w prawo, albo w lewo, ale nie do przodu. Niby był wybór, ale niepełny. O tym właśnie myślałam, patrząc na chmury sunące po niebie. Nie wiem co siedziało w głowach reszty osób, pewnie byli po prostu zadowoleni, że już wyszliśmy, mnie jednak zaczęła ogarniać dziwna melancholia. Wojtek i Daga ruszyli w lewo, ja musiałam iść w drugą stronę. Już wtedy zaczynałam mieć dziwne przeczucie, że coś się stanie. Krzyknęłam coś na pożegnanie i odwróciłam się od nich. Klaudiusz przez część drogi dotrzymywał mi kroku.
   -Więc - zaczął, ale  w końcu nic nie powiedział i zapanowała niezręczna cisza.
   -Więc co?
   Chłopak spuścił wzrok i trochę się przygarbił, tylko jego włosy były pewne siebie, ciągle stercząc, w dumnej, układanej zapewne kilka godzin, pozycji. Klaudiusz westchnął, a z jego ust wydostał się obłoczek pary. "Nie wszystko można mieć." Mruczał to do siebie pod nosem, więc nic nie powiedziałam. Zastanawiało mnie tylko, czemu taki jest.

4 komentarze:

  1. Mnie zawsze też walą pięścią, jakby nie zdawali sobie sprawy z tego, jak to boli.xd
    Kocham ten cytat: :3
    " Podniosłam głowę, patrząc na chłopaka, który wrócił do stolika. Jego brązowe włosy miały jakiś inny odcień w świetle jarzeniówki, a jego oczy nabrały jakiejś podejrzanej głębi i w ogóle wydawał się być ładniejszy niż zazwyczaj... Stop! Musiałam się ogarnąć, bo nawet ograniczony dopływ tlenu do mózgu nie mógł być przyczyną plecenia takich idiotyzmów."
    Jakbym widziała siebie na wielu przerwach.,xd
    Akapit po tym cudownym fragmencie brakuje przecinka przed "idąc", ale to tylko taka drobna uwaga.
    Alleluja i kanapki z ketchupem, mój ty mistrzu.xd
    W zeszły czwartek dostałam z klamki od drzwi od drugoklasistów z podstawówki.. ;/ #Chalenge accepted
    Fajny post i czekam na resztę.
    PS Lamy to moja miłość życia, serio mnie w zoo w Poznaniu jedno opluła mojego kolegę.xd Ubaw życia. :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Eeej zaczynam coś rozumieć, nie ważne, że nie czytałam początku. Bieżące posty rozumiem :O MISTRZ :D
    http://cieszymordkaa.blogspot.com/ zapraszam serdecznie :d

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam cały rozdział z uśmiechem na ustach. Nie wiem sama czemu. Jakoś tak... Stworzyłaś fajny klimat. Czyta się naprawdę fajnie, ma sie wrażenie, ze pisanie nie sprawia ci najmniejszego problemu. Po prostu siadasz i piszesz :)
    Pozdrawiam i oczywiście w wolnej chwili zapraszam do siebie
    http://nim-ci-zaufam.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Rzeczywiście, klimat opowiadania jest ciekawy, chociaż bardzo... no nie wiem.. rzeczywisty? Zazwyczaj opowiadania realna odrzucam bardzo szybko. KL podobało mi się jednak. Nie wiem dlaczego.

    OdpowiedzUsuń

Ludzie sami w sobie są nadzieją.