Sad(yzm)
Nie
mogę oderwać oczu od kilku kropelek krwi, które trzymają się
kajdanek, założonych na bladych, wychudzonych rękach. Są takie
piękne, delikatne. Jedna z nich odkleja się od metalu i upada na
podłogę, do swoich starszych sióstr. Niewielki rozmiar kałuży
spowodowany tym, że dziewczyna przymocowana do krzesła była bardzo
drobna, wprawiał mnie w konsternację. Nie mówię, że nie czuję
satysfakcji, bo po moim ciele rozeszło się przyjemne ciepło. Przez
żołądek, serce i podbrzusze. Wyjątkowo miłe uczucie, tylko
delikatne. Zbyt subtelne. Jak jeden gryz wyśmienitego ciasta w
drogiej kawiarni, który potrafi jedynie rozbudzić twój apetyt. Ona
właśnie to robiła. Patrząc w przerażone oczy, które z kolei
były wlepione we mnie, robiłam się coraz głodniejsza. To irytujące.
Przybliżyłam swoją twarz do niej i wysunęłam swój długi język,
aby polizać jej policzek, potem ucho, nos... Moja szczęka
rozwierała się coraz mocniej, chciałam pożreć, już nawet nie
próbujące uciekać ciało. Zatopić zęby. Przyłożyłam swoje
wargi do jej ust i przytrzymałam jej głowę. Moje paznokcie zaczęły
wpijać się w nią, byłam coraz bardziej zachłanna. Ciągle ją
całując i wpychając język do ust dziewczyny, przeszłam do
klęczenia, a moje dłonie, drapiąc bladą skórę, schodziły w
dół, w stronę zapięcia stanika.
Oderwałam
się od małej, by wziąć wdech, głośny i chrapliwy. Oblizałam
usta, po czym zamarłam w bezruchu przyglądając się tej kruszynie,
jej opadającym wręcz białym włosom. Kilku nacięciach na
nadgarstku, które zrobiłam jej już wcześniej w przypływie
samotności. Dziewczyna teraz się nie szarpała, ale ciągle na to
liczyłam. Na ten rozdzierający serce krzyk, który połączyłby
wszystkie elementy mojej duszy.
Moje
palce ominęły jej stanik i chwyciły za brzeg kremowej bluzeczki z
koronką. Chciałam ją przerwać, rozerwać, przegryźć... Tak,
zdecydowanie. Niczym kura szukająca ziarna uderzyłam głową, o jej
klatkę piersiową i ponownie otworzyłam usta. Chciałam jej
skosztować. Spróbować jej całej. W moich ustach była jej bawełniana bluzeczka. I trochę potu. Poczułam dreszcz, który ją
przeszedł. Udzieliło mi się to delikatne podniecenie i też
zadrżałam. Uśmiechnęłam się i zadarłam jej koszulkę do góry.
Nie było tam nic wyjątkowego. Żadnego słodkiego pieprzyku. To nie
miało znaczenia. Jej ciało było ciepłe.
Wyciągnęłam
dłoń w stronę stolika, na którym leżały moje przyrządy i
chwyciłam nożyk. Przyłożyłam płaską stroną do brzucha
dziewczyny, a ta wydała z siebie jęk.
-Proszę,
przestań... - szeptała tak cicho, że mogłabym udawać, że jej
nie usłyszałam.
Chciałam,
by mocniej poczuła chłód metalu, więc przycisnęłam nóż
mocniej, okręcając go w tym czasie, wokół własnej osi, by
dotykał mojej kruszynki ostrą stroną. Tak, aby pojawiły się
kolejne kropelki krwi.
-Błagam...
- Jej oddech był urwany. Nie miała siły się rzucać, ale
spróbowała szarpnąć ręką, która ciągle była przymocowana
kajdankami do oparcia.
Uniosłam
głowę, spojrzałam jej w przerażone oczęta. Piękna dziewczyna. Zrzuciłam nożyk na podłogę i dotykając małej, jak największą
powierzchnią ciała sunęłam po niej do góry, niczym wąż.
Zasyczałam, jednocześnie chichocząc. Objęłam jej nogi swoimi.
Przylegałam do niej. Ściągnęłam z siebie bluzkę, która tylko
mi przeszkadzała i rzuciłam ją w kąt ciemnego pomieszczenia.
Teraz mogłam bezpośrednio dotykać jej ciała.
Przytuliłam
ją, po czym moje dłonie zacisnęły się trochę wyżej – na jej
szyi. Oczy dziewczyny otworzyły się szerzej, tak samo jak usta.
Potraktowałam to, jak zachętę i wpiłam się w nią, nie
wypuszczając jej z uścisku, a nawet go wzmacniając. Coraz
ciaśniej, coraz ciaśniej, Chciałam jedną dłonią objąć całą
jej szyję. Zabrać kruszynce całe powietrze, całe życie. Jeszcze odrobinkę mocniej, jeszcze troszkę. Przestawała oddychać, ale ja wtłaczałam w nią coraz
więcej powietrza. Czułam, jak między nami odbywa się wymiana. Tlen przepływał między naszymi ustami.
Odsunęłam
się na wyciągnięcie ręki. Nagle. Bez ostrzeżenia mogła wziąć
wdech. Zrobiła to. Trzymałam ją za twarz. Moje dłonie były na
jej policzkach i zaczynałam ponownie wbijać w nią swoje paznokcie,
lecz poczułam, że mogłoby to być zbyt nudne. Nie chciałam, aby
nie miała rozrywki. Przecież tyle zabawy mogę nam zapewnić. Mimo wszystko moje paznokcie przez chwilę szorowały po jej twarzy.
-Powiesić
cię? - spytałam szeptem przysuwając się do niej odrobinę. -
Utopić cię? - Moja twarz była coraz bliżej. Moje serce biło trochę mocniej. - Spalić cię? -
Prawie się stykałyśmy. - Zjeść cię? - Nadgryzłam czubek jej
nosa. Była pyszna. Czułam metaliczny smak krwi. Rozlewała się na
po mojej jamie ustnej. Była przyjemnie ciepła, tak jak uczucie w brzuchu. Delikatne mrowienie. Mocniej zacisnęłam szczęki
odgryzając kawałek skóry. Przełknęłam go i odlepiłam się od
dziewczyny. Wierzchem dłoni otarłam krew z twarzy i zrobiłam trzy
kroki w tył. Chciałam ją obejrzeć z daleka, całości. Była
drobniutka, miała lekko rozchylone wargi, a pod jej powiekami
zaczęły zbierać się łzy. Jej kończyny wisiały bezwładnie, a
po policzku spływała słona kropelka. Miałam ochotę ją zlizać,
wsadzić język do jej oka, bić tam długopis i wyciągnąć go wraz
z...
-Aaa...
- Z jej gardła wydał się piskliwy jęk. Broda jej drżała. Usta
się nie zamykały. Cały czas wydawała jeden dźwięk. Stały,
niegasnący dźwięk. Miałam wrażenie, że to nie on, a cisza wbija
się w moje uszy i chce wysadzić mi głowę od środka. Uniosłam
ręce, chcąc jakoś ochronić się przed hałasem, lecz nic
nie pomagało. Dziewczynka z rozwartymi ustami siedziała przywiązana
do krzesła, a ja cofałam się, aż natknęłam się plecami na
ścianę. Byłam wkurzona. Wymacałam klamkę od drzwi, lecz po jej naciśnięciu ani
drgnęły. Zaczęłam szarpać, bo w mojej głowie wszystko
rozciągało się, pękało. Uderzyłam pięścią w ścianę i
zaczęłam krzyczeć, by zagłuszyć tę niewdzięczną kruszynkę.
-Przestań do cholery! - wrzeszczałam. Nie mogłam się opanować.
Nic nie pomagało, byłam coraz głośniejsza, zdzierałam sobie
gardło. Zaczęłam biec w jej stronę z uniesioną pięścią. -Przestań!
Wszystko
zamilkło. Wzięłam wdech. Próbowałam uspokoić bicie serca. Opuściłam rękę.
Zerknęłam na dziecko z mojej piwnicy. Szepnęło tylko jedno słowo.
-Przestań.
- Uśmiechnęła się, a jej głowa opadła do tyłu.
Doskoczyłam ostatnie kilka kroków,
jak najszybciej. Złapałam ją. Widziałam, jak tęczówki uciekają w
głąb czaszki. Słyszałam ostatni oddech. Poczułam miękkość w
nogach i przytuliłam martwe ciało. Jak miałam to powiedzieć? To
co cały czas chciałam przekazać? Mój umysł desperacko szukał
słowa, którego nie mogłam znaleźć. Oddychałam coraz szybciej i
coraz mocniej wciskałam w siebie drobne ciałko, by w końcu
przypomnieć sobie to, co wyparowało ze mnie dawno temu.
-Kocham
cię.
Przeczytałam to i przyznam, że poczułam metaliczny smak krwi. To było ohydztwo, inaczej tego nie nazwę. Jednak wyśmienicie napisane. Poczułam się odpowiedzialna za tę wariatkę. Nie wiadomo czemu. Przeraźliwie dobre. Podziwiam.
OdpowiedzUsuńGdybyś chciała coś niezrozumiałego zapraszam do siebie. Niech stanie się chaos! Nie zapomnij o herbatce.
http://pamietam-wczoraj.blogspot.com/
Wow...skąd ty bierzesz takie mroczne historie? Aż dreszcz przebiega po plecach, jedzenie cofa się do gardła, a głowa zaczyna boleć.
OdpowiedzUsuńWow, skąd ty bierzesz takie mroczne pomysły? Aż dreszcz przebiega po plecach, jedzenie cofa się do gardła, a głowa zaczyna boleć.
OdpowiedzUsuń