niedziela, 17 maja 2015

Sad(yzm)

Sad(yzm)
Nie mogę oderwać oczu od kilku kropelek krwi, które trzymają się kajdanek, założonych na bladych, wychudzonych rękach. Są takie piękne, delikatne. Jedna z nich odkleja się od metalu i upada na podłogę, do swoich starszych sióstr. Niewielki rozmiar kałuży spowodowany tym, że dziewczyna przymocowana do krzesła była bardzo drobna, wprawiał mnie w konsternację. Nie mówię, że nie czuję satysfakcji, bo po moim ciele rozeszło się przyjemne ciepło. Przez żołądek, serce i podbrzusze. Wyjątkowo miłe uczucie, tylko delikatne. Zbyt subtelne. Jak jeden gryz wyśmienitego ciasta w drogiej kawiarni, który potrafi jedynie rozbudzić twój apetyt. Ona właśnie to robiła. Patrząc w przerażone oczy, które z kolei były wlepione we mnie, robiłam się coraz głodniejsza. To irytujące. Przybliżyłam swoją twarz do niej i wysunęłam swój długi język, aby polizać jej policzek, potem ucho, nos... Moja szczęka rozwierała się coraz mocniej, chciałam pożreć, już nawet nie próbujące uciekać ciało. Zatopić zęby. Przyłożyłam swoje wargi do jej ust i przytrzymałam jej głowę. Moje paznokcie zaczęły wpijać się w nią, byłam coraz bardziej zachłanna. Ciągle ją całując i wpychając język do ust dziewczyny, przeszłam do klęczenia, a moje dłonie, drapiąc bladą skórę, schodziły w dół, w stronę zapięcia stanika.
Oderwałam się od małej, by wziąć wdech, głośny i chrapliwy. Oblizałam usta, po czym zamarłam w bezruchu przyglądając się tej kruszynie, jej opadającym wręcz białym włosom. Kilku nacięciach na nadgarstku, które zrobiłam jej już wcześniej w przypływie samotności. Dziewczyna teraz się nie szarpała, ale ciągle na to liczyłam. Na ten rozdzierający serce krzyk, który połączyłby wszystkie elementy mojej duszy.
Moje palce ominęły jej stanik i chwyciły za brzeg kremowej bluzeczki z koronką. Chciałam ją przerwać, rozerwać, przegryźć... Tak, zdecydowanie. Niczym kura szukająca ziarna uderzyłam głową, o jej klatkę piersiową i ponownie otworzyłam usta. Chciałam jej skosztować. Spróbować jej całej. W moich ustach była jej bawełniana bluzeczka. I trochę potu. Poczułam dreszcz, który ją przeszedł. Udzieliło mi się to delikatne podniecenie i też zadrżałam. Uśmiechnęłam się i zadarłam jej koszulkę do góry. Nie było tam nic wyjątkowego. Żadnego słodkiego pieprzyku. To nie miało znaczenia. Jej ciało było ciepłe.
Wyciągnęłam dłoń w stronę stolika, na którym leżały moje przyrządy i chwyciłam nożyk. Przyłożyłam płaską stroną do brzucha dziewczyny, a ta wydała z siebie jęk.
-Proszę, przestań... - szeptała tak cicho, że mogłabym udawać, że jej nie usłyszałam.
Chciałam, by mocniej poczuła chłód metalu, więc przycisnęłam nóż mocniej, okręcając go w tym czasie, wokół własnej osi, by dotykał mojej kruszynki ostrą stroną. Tak, aby pojawiły się kolejne kropelki krwi.
-Błagam... - Jej oddech był urwany. Nie miała siły się rzucać, ale spróbowała szarpnąć ręką, która ciągle była przymocowana kajdankami do oparcia.
Uniosłam głowę, spojrzałam jej w przerażone oczęta. Piękna dziewczyna. Zrzuciłam nożyk na podłogę i dotykając małej, jak największą powierzchnią ciała sunęłam po niej do góry, niczym wąż. Zasyczałam, jednocześnie chichocząc. Objęłam jej nogi swoimi. Przylegałam do niej. Ściągnęłam z siebie bluzkę, która tylko mi przeszkadzała i rzuciłam ją w kąt ciemnego pomieszczenia. Teraz mogłam bezpośrednio dotykać jej ciała.
Przytuliłam ją, po czym moje dłonie zacisnęły się trochę wyżej – na jej szyi. Oczy dziewczyny otworzyły się szerzej, tak samo jak usta. Potraktowałam to, jak zachętę i wpiłam się w nią, nie wypuszczając jej z uścisku, a nawet go wzmacniając. Coraz ciaśniej, coraz ciaśniej, Chciałam jedną dłonią objąć całą jej szyję. Zabrać kruszynce całe powietrze, całe życie. Jeszcze odrobinkę mocniej, jeszcze troszkę. Przestawała oddychać, ale ja wtłaczałam w nią coraz więcej powietrza. Czułam, jak między nami odbywa się wymiana. Tlen przepływał między naszymi ustami.
Odsunęłam się na wyciągnięcie ręki. Nagle. Bez ostrzeżenia mogła wziąć wdech. Zrobiła to. Trzymałam ją za twarz. Moje dłonie były na jej policzkach i zaczynałam ponownie wbijać w nią swoje paznokcie, lecz poczułam, że mogłoby to być zbyt nudne. Nie chciałam, aby nie miała rozrywki. Przecież tyle zabawy mogę nam zapewnić. Mimo wszystko moje paznokcie przez chwilę szorowały po jej twarzy.
-Powiesić cię? - spytałam szeptem przysuwając się do niej odrobinę. - Utopić cię? - Moja twarz była coraz bliżej. Moje serce biło trochę mocniej. - Spalić cię? - Prawie się stykałyśmy. - Zjeść cię? - Nadgryzłam czubek jej nosa. Była pyszna. Czułam metaliczny smak krwi. Rozlewała się na po mojej jamie ustnej. Była przyjemnie ciepła, tak jak uczucie w brzuchu. Delikatne mrowienie. Mocniej zacisnęłam szczęki odgryzając kawałek skóry. Przełknęłam go i odlepiłam się od dziewczyny. Wierzchem dłoni otarłam krew z twarzy i zrobiłam trzy kroki w tył. Chciałam ją obejrzeć z daleka, całości. Była drobniutka, miała lekko rozchylone wargi, a pod jej powiekami zaczęły zbierać się łzy. Jej kończyny wisiały bezwładnie, a po policzku spływała słona kropelka. Miałam ochotę ją zlizać, wsadzić język do jej oka, bić tam długopis i wyciągnąć go wraz z...
-Aaa... - Z jej gardła wydał się piskliwy jęk. Broda jej drżała. Usta się nie zamykały. Cały czas wydawała jeden dźwięk. Stały, niegasnący dźwięk. Miałam wrażenie, że to nie on, a cisza wbija się w moje uszy i chce wysadzić mi głowę od środka. Uniosłam ręce, chcąc jakoś ochronić się przed hałasem, lecz nic nie pomagało. Dziewczynka z rozwartymi ustami siedziała przywiązana do krzesła, a ja cofałam się, aż natknęłam się plecami na ścianę. Byłam wkurzona. Wymacałam klamkę od drzwi, lecz po jej naciśnięciu ani drgnęły. Zaczęłam szarpać, bo w mojej głowie wszystko rozciągało się, pękało. Uderzyłam pięścią w ścianę i zaczęłam krzyczeć, by zagłuszyć tę niewdzięczną kruszynkę.
-Przestań do cholery! - wrzeszczałam. Nie mogłam się opanować. Nic nie pomagało, byłam coraz głośniejsza, zdzierałam sobie gardło. Zaczęłam biec w jej stronę z uniesioną pięścią. -Przestań!
Wszystko zamilkło. Wzięłam wdech. Próbowałam uspokoić bicie serca. Opuściłam rękę. Zerknęłam na dziecko z mojej piwnicy. Szepnęło tylko jedno słowo.
-Przestań. - Uśmiechnęła się, a jej głowa opadła do tyłu.
Doskoczyłam ostatnie kilka kroków, jak najszybciej. Złapałam ją. Widziałam, jak tęczówki uciekają w głąb czaszki. Słyszałam ostatni oddech. Poczułam miękkość w nogach i przytuliłam martwe ciało. Jak miałam to powiedzieć? To co cały czas chciałam przekazać? Mój umysł desperacko szukał słowa, którego nie mogłam znaleźć. Oddychałam coraz szybciej i coraz mocniej wciskałam w siebie drobne ciałko, by w końcu przypomnieć sobie to, co wyparowało ze mnie dawno temu.
-Kocham cię.

3 komentarze:

  1. Przeczytałam to i przyznam, że poczułam metaliczny smak krwi. To było ohydztwo, inaczej tego nie nazwę. Jednak wyśmienicie napisane. Poczułam się odpowiedzialna za tę wariatkę. Nie wiadomo czemu. Przeraźliwie dobre. Podziwiam.
    Gdybyś chciała coś niezrozumiałego zapraszam do siebie. Niech stanie się chaos! Nie zapomnij o herbatce.
    http://pamietam-wczoraj.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow...skąd ty bierzesz takie mroczne historie? Aż dreszcz przebiega po plecach, jedzenie cofa się do gardła, a głowa zaczyna boleć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, skąd ty bierzesz takie mroczne pomysły? Aż dreszcz przebiega po plecach, jedzenie cofa się do gardła, a głowa zaczyna boleć.

    OdpowiedzUsuń

Ludzie sami w sobie są nadzieją.