piątek, 19 lutego 2016

Porcelanowi

    Przede mną stoją równe rzędy uśmiechniętych ludzi. W mundurach. Szarych, bez odznaczeń. Nie mają oczu, ani uszu. Spod włosów płynie krew. Właściwie już zasycha. Podchodzę do jednego z nich. Bez strachu. Przecież się uśmiecha. Nie mógłby mnie skrzywdzić. Łapie mnie. Za nadgarstek. Chce, abym go pocałowała. Mam wrażenie, że na mnie patrzy. Nie. Przecież nie ma oczu. Nie może widzieć mojego brudnego ciała, moich ran i kwi, która nie jest moja. Uśmiecham się. On mnie kocha. Jak cały ten tłum.
Przytulam go i zamykam oczy. W tle słyszę jednostajny krzyk.
    -Jesteś piękna - szepce do mojego ucha. Czule i delikatnie. Wielbi mnie z całych swoich sił. To cudowne.
    -Wiem - mruczę. Chcę się w tym pławić. Potrzebuję więcej. Jeden człowiek może się mylić. Ja chcę mieć pewność.
    -Czy jestem piękna? - pytam głośno, by każdy mógł usłyszeć.
    Moja armia krzyczy. mówią "Tak, pani" "oczywiście" "jesteś wspaniała" "pragniemy cię hołubić po wsze czasy" "taka wyjątkowa" "cudna" "piękna". Wszystko zlewa się w jeno. Jeden niekończący się szum. Zagłuszenia.
    -Nienawidzę cię.
    Obracam się, by zlokalizować źródło głosu. Gdy wyswobadzam się z objęć potwora, już nic nie słyszę.Wszyscy milczą. Ktoś złapał człowieka, który ośmielił się powiedzieć, że mnie nienawidzi. Człowieka, który odważył się nie założyć munduru. Człowieka, który wyglądał inaczej. On był człowiekiem, a nie marionetką.  Po jego czole nie skapywała krew. Nie miał pustych oczodołów. Możliwe, że istniał na prawdę. Ciągnięto go w moją stronę. Szeptano, aby się stosownie ubrał. Szarpano go. Lecz on zrzucił z siebie obce dłonie, wyprostował się i spokojnie do podszedł. Nie uśmiechał się. Jego usta były jedną cienką kreską.
    -Nienawidzę cie - powtórzył. - Tak samo, jak oni wszyscy. - Dopiero wtedy się uśmiechnął. W jego oku pojawił się Ten błysk, a ja poczułam na sobie wzrok.
    Oni wszyscy. Patrzyli na mnie. Jak? Teraz to ja nic nie widziałam. Poczułam ból. Ktoś uderzył mnie w głowę. Upadłam na kolana, przyłożyłam sobie dłoń do rany. Czułam coś lepkiego i ciepłego. Krew. Nie krzyknęłam, gdy na mojej szyi pojawił się sznur. Coraz ciaśniej, coraz ciaśniej, zaraz stracę oddech.
   Już go nie miałam. Straciłam oparcie. Ziemia ode mnie odskoczyła. Urwałam w połowie myśli. Boli. Muszę. Wziąć. Wdech. Wdech! Chciało mi się płakać, ale nie mogłam. Wszystkie mięśnie od szyi w górę były naprężone. Jeden. Jedyny. Wdech. Straszne.
Światło. Zobaczyłam światło. Jak? Już miałam oczy.

Jednak porcelanowi żołnierze, to był zły pomysł.

2 komentarze:

  1. i staną jedyny widzący przed tłumem slepców
    slepcy my ufają
    on ich wyzwolił
    i choć wciąż nie widzą, nie boją sie
    nowy lidere nie jest starym

    OdpowiedzUsuń
  2. ehmm po raz pierwszy nie wiem czy napisać ci pochwałę ... no dobra, fajnie napisalaś."porcelanowi żołnierze" świetne

    OdpowiedzUsuń

Ludzie sami w sobie są nadzieją.