"Mleko, plastry i trutka na szczury."
Okazało się, że sklep jest zamknięty. Przez szybę w drzwiach widać było czerwoną wywieszkę z napisem „nieczynne” i nic nie wskazywało na to, by była to jakaś pomyłka. Najzwyczajniej w świecie się pomyliłam i przyszłam o pół godziny za wcześnie. Trochę szkoda. Dzień dopiero się budził, więc było trochę chłodno, a ja tak czy siak musiałam zrobić zakupy. Dodatkowo nie miałam alternatywy, bo wszystkie inne sklepy zostawały otwierane jeszcze później, niż ten. Zresztą i tak nie chciałoby mi się tam iść. Zapięłam ostatni guzik kurtki i rozejrzałam się. Nie było tu żadnej kawiarenki, czy jakiegokolwiek ciepłego miejsca, tylko drewniana ławeczka po drugiej stronie ulicy. Stała obok kosza na śmieci, do którego najwyraźniej ciężko było trafić, bo dookoła walały się puszki, papierki po batonach i połowa nieaktualnej gazety. Z niskim poziomem entuzjazmu, przeszłam przez jezdnię i usiadłam tak, aby nie zasłonić pięknego graffiti zrobionego fioletowym markerem, ani ptasiej kupy. Przygarbiłam się trochę i wsadziłam ręce do kieszeni. Patrzyłam na popękany chodnik i swoje ciemne trampki. Mogłam wziąć chociaż zimowe buty. Westchnęłam, a z moich ust nie wydobył się kłębuszek pary. Najwyraźniej nie było aż tak lodowato.Zauważyłam kontem oka jakiś błysk. Pochyliłam się trochę, aby zobaczyć, gdzie leży ewentualny odłamek szkła, na który nie chciałabym stanąć, biorąc pod uwagę stan moich butów. Jednak byłam w błędzie, bo to nie rozbita butelka odbiła jeden z pierwszych promieni słońca. To była łuska smoka. Według mojej babci takie rzeczy przynoszą szczęście, ale znając mojego farta, zaraz z drzewa zleci na mnie czarny kot z całym arsenałem potłuczonych luster, rzęs cyklopów i drabiną - rzecz jasna metalową. Mimo to podniosłam ziemi zielony kawałek pancerza i obróciłam go w palcach.
Krzyk.
Zaskoczona wypuściłam łuskę i szybko odwróciłam się w stronę
źródła dźwięku. Jakiś dzieciak leżał, jak długi parę
dobrych metrów dalej, wręcz idealnie na środku ulicy. Po wydarciu
się na cały głos, mruknął coś do siebie i próbował wstać.
Trochę się zataczał, przyłożył dłoń do czoła i doszedł na
bezpieczny chodnik. Dopiero wtedy dostrzegł mnie. Utkwił we mnie
wzrok i zaczął człapać moim kierunku. Najpierw myślałam, że
się upił, czy coś, ale gdy się mu przyjrzałam, zobaczyłam
wyraźnie poszarpane ubranie, zadrapania na dłoniach, pochwę na
miecz, przytwierdzoną do paska od spodni, a do tego, nie śmierdział
alkoholem. Mogłam założyć, że wdał się w jakąś bójkę,
rzucił rękawicę, człowiekowi dużo silniejszemu, lub chciał
dokonać jakiegoś pamiętnego czynu, ale mu nie wyszło.
Usiadł obok mnie
nie zważając na ptasią kupę, ani fioletowy napis: „Jestem
jednorożcem homofobem!” Jęknął, a mi zrobiło się go trochę
szkoda. Tylko trochę, bo spojrzałam na zegarek i zobaczyłam, że
minęło nie więcej niż sześć minut i prawdopodobnie będzie
ciężko sapał na mój kark, przez większą część czasu, jaki
będę musiała poświęcić na czekanie.
-Walczę ze
smokami – powiedział z trudem, ale dumnie. Postanowiłam nie
zwracać na niego uwagi, co nie było takie proste. - Bo widzisz...
Ja... Ja walczę.
Odwróciłam
wzrok i odsunęłam się na sam brzeg ławki. Może nie pachniał
alkoholem, ale smród, który wydzielał był po tysiąckroć
gorszy. Nie wiedziałam, czy taplał się w ściekach, czy może
pozwolił, by golem na niego zwymiotował, ale na pewno nie było to
przyjemne doświadczenie. Dla któregokolwiek z naszej dwójki.
Musiałam oddychać przez usta, by móc to jakoś wytrzymać, a
przecież było chłodno i mogłam się od tego przeziębić.
„Wielki” wojownik uznał moje odsunięcie się z odrazą, za
zrobienie mu miejsca i już całkowicie rozwalił się na ławce.
Jego głowa opadła do tyłu, a jedna ręka ułożyła się tak,
jakby chciał mnie objąć podczas jakiegoś kiepskiego filmu
romantycznego. Próbowałam, daję słowo, że robiłam wszystko co w
mojej mocy, by nie trzasnąć go w twarz, bądź po prosu wrócić do
domu bez mleka, trutki na szczury i plastrów w bałwanki. W sumie,
to mi się udało. Przynajmniej
przez pierwsze dziesięć minut siedzenia obok niego wszystko było w porządku.
Po prostu zrobiło mi się strasznie zimno, a jedyną ciekawą rzeczą
w zasięgu mojego wzroku były jego usta, z których powoli wyciekała
strużka śliny. Określenie „zniesmaczona” nie oddałoby w pełni
gamy moich odczuć w stosunku do tego człowieka. Przynajmniej w
miarę przyzwyczaiłam się do jego smrodu i mogłam znów oddychać
przez nos. W tym właśnie uroczym momencie, gdy gapiłam się na
jego przetłuszczone włosy opadające na twarz, otworzył nagle
oczy. Oczywiście z łatwością dostrzegł, że był w centrum
mojego zainteresowania i dość opacznie to zinterpretował.
Uśmiechnął się do mnie i zrobił nieudaną próbę puszczenia do
mnie oczka. Może nie zauważył, ale byłam od niego sporo starsza.
Mówiąc szczerze, to miałam już męża i dziecko, więc taki
bachor nie miał u mnie szans. W aktualnym stanie, to nawet gdyby był
w rzeczywistości wielkim wojownikiem i pogromcą smoków, a do tego
przystojnym mężczyzną w moim wieku, to i tak nie zwróciłabym na
niego większej uwagi. On jednak nie zdawał sobie z tego sprawy, a
ja zaczęłam się zastanawiać, co się z nim stało. To, że się
nie upił było już pewne, ale przecież nie mogłam wiedzieć, czy
nie brał jakiś narkotyków, przecież wpatrywał się we mnie na
wpół pustym, a na wpół zbereźnym wzrokiem kilka dobrych chwil.
Usłyszałam
szum silnika i kół jadących po asfalcie, a po chwili dźwięk
hamowania. Oczywiście spojrzałam w tamtym kierunku. Czarny samochód
stanął przed sklepem, na którego otwarcie czekałam. Ktoś
podszedł do drzwi i wyciągnął coś z kieszeni, po czym wskoczył
do środka. Nareszcie – pomyślałam i podniosłam się z ławki.
Poczułam dłoń, trzymającą się mojej bluzki, ale chłopak puścił
ją, gdy tylko zrobiłam krok w przeciwnym do niego kierunku.
Uśmiechnęłam się pod nosem przechodząc przez jezdnię. Jedyne o
czym myślałam, to możliwość ogrzania się. Gdy wsunęłam się
po cichutku do sklepiku, dzwoneczki przyczepione nad drzwiami zabrzęczały nieśmiało, a człowiek, który robił coś przy kasie
fiskalnej, spojrzał się na mnie i zwrócił mi uwagę, że
otwiera dopiero za kilka minut. Przeprosiłam go ładnie i spytałam,
czy mogę poczekać w środku, bo na zewnątrz jest strasznie zimno.
Odpowiedział uśmiechem, a potem nawet rzucił, że za chwilkę mnie
obsłuży, tylko „naprawi ten głupi paragon”. Nie przeszkadzałam
mu i oddałam się wybieraniu plastrów z odpowiednim rysunkiem, a
potem wzięłam paczkę z trutką na szczury i
podeszłam do kasy. Pan grzecznie powiedział mi ile jestem winna, a
gdy już zapłaciłam i wzięłam należną resztę, pożegnałam się
z nim i wyszłam na dwór. Miałam nadzieję, że nie będą się na
mnie gniewać za to, że tak długo mnie nie było. Szłam dziarsko
przez brzydki stary chodnik, który ktoś kiedyś jeszcze naprawi, z
jakimś dziwnym, ciepłym uczuciem w sercu. Nawet zaczęłam sobie
coś nucić. Słońce już wstało, a zielona łuska smoka leżała
cały czas przy brudnej ławeczce, która dźwigała poturbowanego
nieznajomego.
Pół godziny
później szłam tym samym chodnikiem, tylko, że w inną stronę.
Tym razem miałam zimowe buty. Jednak tak samo, jak wczesnym rankiem
zatrzymałam się przed drzwiami sklepu. Co prawda napis na tabliczce
był zielony i zapraszał do środka, ale w szybie odbijał się
chłopak, który tam usiadł i był cały czas w tej samej pozycji.
Nieruchomo. Odwróciłam się w jego stronę. Znad jego ust nie
wylatywał obłoczek pary. Najwyraźniej nie było tak zimno.
Poszłam kupić
mleko, o którym zapomniałam.
Oh, ile to ja znam osobiście takich koszy, do których trudno trafić..
OdpowiedzUsuńJednorożec homofob. Yeeaaa.
Jest o wiele mniej błędów, przynajmniej przeze mnie wyłapanych i miejmy nadzieję, że nie przez późną porę i Jacka Sparrowa. Tak trzymaj.
Ciekawa koncepcja, oryginalny pomysł.
___________
cordragon.blogspot.com
Dziękuję. Jeśli chodzi o te nieszczęsne przecinki, to czytam wszystko po pięć razy, a i tak ilość błędów jest większa, niż to upragnione zero.
UsuńSkąd ja to znam, zawsze jakiś przecinek się ukryje, a inny się napatoczy..
UsuńWitаm ! Mógłbym przysiąc, ja оdwiedzіł
OdpowiedzUsuńta stгonа wcześniеj, аlе po patгząc nа ωielu postу
zdałem sobie sprаωę, że to dla mnie
nоwe. Bylee , jestem pеwno zachwycеni
odkryłem będzie to i ja się zakładki to i zaglądać Regulаrnie !
Hеllо moja ukоchaneϳ !
I chсe powіedzіeć, że to artykuł to
niesаmοwite, wielkі pisеmnej i ωуpοsażone ok іstоtne , Сhciałbym ϳak
zobaczyć więcej posty ϳаk ten.
Alѕο visit mу webpage; NoclegiWisła
Bardzo dawno temu opuściłam blogosferę, ale jestem bardzo zadowolona, że wracając sprawdziłam od długiego czasu obserwowane przez siebie blogi i natrafiłam na Twój. Za chwilę biorę się za czytanie się wszystkich postów, które mnie ominęły.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
A ja jestem bardzo zadowolona, że postanowiłaś zajrzeć na mojego bloga po tak długiej przerwie. Czasem się zastanawiam ile osób z moich obserwatorów zagląda czasem na mojego bloga, więc miło słyszeć, że powracasz. I że kiedykolwiek tu byłaś.
UsuńPowiem tak, rzadkością jest u mnie czytanie opowiadań, ale akurat Twoje, sprawiają, że mam ochotę zostać i czytać dalej, tak więc jeśli się nie obrazisz to zostanę. ;)
OdpowiedzUsuńObserwuję!
Pozdrawiam.
dum-spiro--spero.blogpost.com
Świetnie piszesz. Naprawdę - masz lekkie pióro i gładko idzie Ci posługiwanie się słowem.
OdpowiedzUsuńseeanedesu.blogspot.com
Super ;) wciągnęło mnie i myślę, że tu wrócę.
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie:
probki-zafriko.blogspot.com
Lubię twój styl. Przyjemnie się go czyta... tak lekko.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ludziom zawsze ciężko trafić do kosza :/ Za duży wysiłek lepiej rzucić obok :| Zapraszam :) psyy-pies.blogspot.com
OdpowiedzUsuńprzeczytałam dopiero teraz, ponieważ nie miałam wcześniej czasu,a le bardzo mnie się podoba twój pomysł ;).
OdpowiedzUsuńizagada.blogspot.com
Izia