sobota, 14 marca 2015

Mleko, plastry i trutka na szczury.


"Mleko, plastry i trutka na szczury."
     Okazało się, że sklep jest zamknięty. Przez szybę w drzwiach widać było czerwoną wywieszkę z napisem „nieczynne” i nic nie wskazywało na to, by była to jakaś pomyłka. Najzwyczajniej w świecie się pomyliłam i przyszłam o pół godziny za wcześnie. Trochę szkoda. Dzień dopiero się budził, więc było trochę chłodno, a ja tak czy siak musiałam zrobić zakupy. Dodatkowo nie miałam alternatywy, bo wszystkie inne sklepy zostawały otwierane jeszcze później, niż ten. Zresztą i tak nie chciałoby mi się tam iść. Zapięłam ostatni guzik kurtki i rozejrzałam się. Nie było tu żadnej kawiarenki, czy jakiegokolwiek ciepłego miejsca, tylko drewniana ławeczka po drugiej stronie ulicy. Stała obok kosza na śmieci, do którego najwyraźniej ciężko było trafić, bo dookoła walały się puszki, papierki po batonach i połowa nieaktualnej gazety. Z niskim poziomem entuzjazmu, przeszłam przez jezdnię i usiadłam tak, aby nie zasłonić pięknego graffiti zrobionego fioletowym markerem, ani ptasiej kupy. Przygarbiłam się trochę i wsadziłam ręce do kieszeni. Patrzyłam na popękany chodnik i swoje ciemne trampki. Mogłam wziąć chociaż zimowe buty. Westchnęłam, a z moich ust nie wydobył się kłębuszek pary. Najwyraźniej nie było aż tak lodowato.
    Zauważyłam kontem oka jakiś błysk. Pochyliłam się trochę, aby zobaczyć, gdzie leży ewentualny odłamek szkła, na który nie chciałabym stanąć, biorąc pod uwagę stan moich butów. Jednak byłam w błędzie, bo to nie rozbita butelka odbiła jeden z pierwszych promieni słońca. To była łuska smoka. Według mojej babci takie rzeczy przynoszą szczęście, ale znając mojego farta, zaraz z drzewa zleci na mnie czarny kot z całym arsenałem potłuczonych luster, rzęs cyklopów i drabiną - rzecz jasna metalową. Mimo to podniosłam ziemi zielony kawałek pancerza i obróciłam go w palcach.
    Krzyk. Zaskoczona wypuściłam łuskę i szybko odwróciłam się w stronę źródła dźwięku. Jakiś dzieciak leżał, jak długi parę dobrych metrów dalej, wręcz idealnie na środku ulicy. Po wydarciu się na cały głos, mruknął coś do siebie i próbował wstać. Trochę się zataczał, przyłożył dłoń do czoła i doszedł na bezpieczny chodnik. Dopiero wtedy dostrzegł mnie. Utkwił we mnie wzrok i zaczął człapać moim kierunku. Najpierw myślałam, że się upił, czy coś, ale gdy się mu przyjrzałam, zobaczyłam wyraźnie poszarpane ubranie, zadrapania na dłoniach, pochwę na miecz, przytwierdzoną do paska od spodni, a do tego, nie śmierdział alkoholem. Mogłam założyć, że wdał się w jakąś bójkę, rzucił rękawicę, człowiekowi dużo silniejszemu, lub chciał dokonać jakiegoś pamiętnego czynu, ale mu nie wyszło.
    Usiadł obok mnie nie zważając na ptasią kupę, ani fioletowy napis: „Jestem jednorożcem homofobem!” Jęknął, a mi zrobiło się go trochę szkoda. Tylko trochę, bo spojrzałam na zegarek i zobaczyłam, że minęło nie więcej niż sześć minut i prawdopodobnie będzie ciężko sapał na mój kark, przez większą część czasu, jaki będę musiała poświęcić na czekanie.
    -Walczę ze smokami – powiedział z trudem, ale dumnie. Postanowiłam nie zwracać na niego uwagi, co nie było takie proste. - Bo widzisz... Ja... Ja walczę.
    Odwróciłam wzrok i odsunęłam się na sam brzeg ławki. Może nie pachniał alkoholem, ale smród, który wydzielał był po tysiąckroć gorszy. Nie wiedziałam, czy taplał się w ściekach, czy może pozwolił, by golem na niego zwymiotował, ale na pewno nie było to przyjemne doświadczenie. Dla któregokolwiek z naszej dwójki. Musiałam oddychać przez usta, by móc to jakoś wytrzymać, a przecież było chłodno i mogłam się od tego przeziębić. „Wielki” wojownik uznał moje odsunięcie się z odrazą, za zrobienie mu miejsca i już całkowicie rozwalił się na ławce. Jego głowa opadła do tyłu, a jedna ręka ułożyła się tak, jakby chciał mnie objąć podczas jakiegoś kiepskiego filmu romantycznego. Próbowałam, daję słowo, że robiłam wszystko co w mojej mocy, by nie trzasnąć go w twarz, bądź po prosu wrócić do domu bez mleka, trutki na szczury i plastrów w bałwanki. W sumie, to mi się udało. Przynajmniej przez pierwsze dziesięć minut siedzenia obok niego wszystko było w porządku. Po prostu zrobiło mi się strasznie zimno, a jedyną ciekawą rzeczą w zasięgu mojego wzroku były jego usta, z których powoli wyciekała strużka śliny. Określenie „zniesmaczona” nie oddałoby w pełni gamy moich odczuć w stosunku do tego człowieka. Przynajmniej w miarę przyzwyczaiłam się do jego smrodu i mogłam znów oddychać przez nos. W tym właśnie uroczym momencie, gdy gapiłam się na jego przetłuszczone włosy opadające na twarz, otworzył nagle oczy. Oczywiście z łatwością dostrzegł, że był w centrum mojego zainteresowania i dość opacznie to zinterpretował. Uśmiechnął się do mnie i zrobił nieudaną próbę puszczenia do mnie oczka. Może nie zauważył, ale byłam od niego sporo starsza. Mówiąc szczerze, to miałam już męża i dziecko, więc taki bachor nie miał u mnie szans. W aktualnym stanie, to nawet gdyby był w rzeczywistości wielkim wojownikiem i pogromcą smoków, a do tego przystojnym mężczyzną w moim wieku, to i tak nie zwróciłabym na niego większej uwagi. On jednak nie zdawał sobie z tego sprawy, a ja zaczęłam się zastanawiać, co się z nim stało. To, że się nie upił było już pewne, ale przecież nie mogłam wiedzieć, czy nie brał jakiś narkotyków, przecież wpatrywał się we mnie na wpół pustym, a na wpół zbereźnym wzrokiem kilka dobrych chwil.
    Usłyszałam szum silnika i kół jadących po asfalcie, a po chwili dźwięk hamowania. Oczywiście spojrzałam w tamtym kierunku. Czarny samochód stanął przed sklepem, na którego otwarcie czekałam. Ktoś podszedł do drzwi i wyciągnął coś z kieszeni, po czym wskoczył do środka. Nareszcie – pomyślałam i podniosłam się z ławki. Poczułam dłoń, trzymającą się mojej bluzki, ale chłopak puścił ją, gdy tylko zrobiłam krok w przeciwnym do niego kierunku. Uśmiechnęłam się pod nosem przechodząc przez jezdnię. Jedyne o czym myślałam, to możliwość ogrzania się. Gdy wsunęłam się po cichutku do sklepiku, dzwoneczki przyczepione nad drzwiami zabrzęczały nieśmiało, a człowiek, który robił coś przy kasie fiskalnej, spojrzał się na mnie i zwrócił mi uwagę, że otwiera dopiero za kilka minut. Przeprosiłam go ładnie i spytałam, czy mogę poczekać w środku, bo na zewnątrz jest strasznie zimno. Odpowiedział uśmiechem, a potem nawet rzucił, że za chwilkę mnie obsłuży, tylko „naprawi ten głupi paragon”. Nie przeszkadzałam mu i oddałam się wybieraniu plastrów z odpowiednim rysunkiem, a potem wzięłam paczkę z trutką na szczury i podeszłam do kasy. Pan grzecznie powiedział mi ile jestem winna, a gdy już zapłaciłam i wzięłam należną resztę, pożegnałam się z nim i wyszłam na dwór. Miałam nadzieję, że nie będą się na mnie gniewać za to, że tak długo mnie nie było. Szłam dziarsko przez brzydki stary chodnik, który ktoś kiedyś jeszcze naprawi, z jakimś dziwnym, ciepłym uczuciem w sercu. Nawet zaczęłam sobie coś nucić. Słońce już wstało, a zielona łuska smoka leżała cały czas przy brudnej ławeczce, która dźwigała poturbowanego nieznajomego.
    Pół godziny później szłam tym samym chodnikiem, tylko, że w inną stronę. Tym razem miałam zimowe buty. Jednak tak samo, jak wczesnym rankiem zatrzymałam się przed drzwiami sklepu. Co prawda napis na tabliczce był zielony i zapraszał do środka, ale w szybie odbijał się chłopak, który tam usiadł i był cały czas w tej samej pozycji. Nieruchomo. Odwróciłam się w jego stronę. Znad jego ust nie wylatywał obłoczek pary. Najwyraźniej nie było tak zimno.
    Poszłam kupić mleko, o którym zapomniałam.

12 komentarzy:

  1. Oh, ile to ja znam osobiście takich koszy, do których trudno trafić..
    Jednorożec homofob. Yeeaaa.
    Jest o wiele mniej błędów, przynajmniej przeze mnie wyłapanych i miejmy nadzieję, że nie przez późną porę i Jacka Sparrowa. Tak trzymaj.
    Ciekawa koncepcja, oryginalny pomysł.
    ___________
    cordragon.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Jeśli chodzi o te nieszczęsne przecinki, to czytam wszystko po pięć razy, a i tak ilość błędów jest większa, niż to upragnione zero.

      Usuń
    2. Skąd ja to znam, zawsze jakiś przecinek się ukryje, a inny się napatoczy..

      Usuń
  2. Witаm ! Mógłbym przysiąc, ja оdwiedzіł
    ta stгonа wcześniеj, аlе po patгząc nа ωielu postу
    zdałem sobie sprаωę, że to dla mnie
    nоwe. Bylee , jestem pеwno zachwycеni
    odkryłem będzie to i ja się zakładki to i zaglądać Regulаrnie !

    Hеllо moja ukоchaneϳ !
    I chсe powіedzіeć, że to artykuł to
    niesаmοwite, wielkі pisеmnej i ωуpοsażone ok іstоtne , Сhciałbym ϳak
    zobaczyć więcej posty ϳаk ten.


    Alѕο visit mу webpage; NoclegiWisła

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dawno temu opuściłam blogosferę, ale jestem bardzo zadowolona, że wracając sprawdziłam od długiego czasu obserwowane przez siebie blogi i natrafiłam na Twój. Za chwilę biorę się za czytanie się wszystkich postów, które mnie ominęły.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja jestem bardzo zadowolona, że postanowiłaś zajrzeć na mojego bloga po tak długiej przerwie. Czasem się zastanawiam ile osób z moich obserwatorów zagląda czasem na mojego bloga, więc miło słyszeć, że powracasz. I że kiedykolwiek tu byłaś.

      Usuń
  4. Powiem tak, rzadkością jest u mnie czytanie opowiadań, ale akurat Twoje, sprawiają, że mam ochotę zostać i czytać dalej, tak więc jeśli się nie obrazisz to zostanę. ;)
    Obserwuję!
    Pozdrawiam.

    dum-spiro--spero.blogpost.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetnie piszesz. Naprawdę - masz lekkie pióro i gładko idzie Ci posługiwanie się słowem.
    seeanedesu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Super ;) wciągnęło mnie i myślę, że tu wrócę.
    zapraszam do mnie:
    probki-zafriko.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Lubię twój styl. Przyjemnie się go czyta... tak lekko.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Ludziom zawsze ciężko trafić do kosza :/ Za duży wysiłek lepiej rzucić obok :| Zapraszam :) psyy-pies.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. przeczytałam dopiero teraz, ponieważ nie miałam wcześniej czasu,a le bardzo mnie się podoba twój pomysł ;).
    izagada.blogspot.com

    Izia

    OdpowiedzUsuń

Ludzie sami w sobie są nadzieją.