niedziela, 15 listopada 2015

Odgłosy z korytarza

   Nie jestem z tego jakoś szczególnie zadowolona.  Ale od dłuższego czasu nie mogę napisać żadnego opowiadania (taki kryzys twórczy) a samych wierszy w kółko dodawać nie będę. Bo to tak mało tekstu, jak na cotygodniową dawkę Sennika Mysz. A jeśli macie dla mnie jakieś pisarskie wyzwania, to piszcie w komentarzach. Może to wy mnie zainspirujecie.

 "Odgłosy z korytarza."
   -Czekaj. T-to nie tak. - Czyjś przestraszony głos odbijał się o betonowe ściany, gdzieś głęboko pod ziemią. - Chwilę... Proszę. - Załamywał się. Zmieniał ton i barwę. -Tylko chwilę. Błagam. Muszę z nim porozmawiać. - Niewątpliwie należał do szaleńca. - Błagam! Błagam, błagam, błagam, błagam. To tylko... Tylko!
   Coś zgrzytało. Coś terkotało. Równomierny trzask. Metal ocierał się o metal. Głos był coraz bardziej desperacki. Przerażony!
   -Nie! Czekajcie! Przepraszam! Naprawdę przepraszam! Przeprasza...
   Nagle umilkł. Tak samo, jak towarzyszący mu hałas. Jasne, puste korytarze znów wypełniała przyjemna cisza. Przynajmniej przez chwilę dało się dosłyszeć, jak jakiś człowiek dwieście metrów od okropnego zdarzenia siorbał swoją herbatę i wzdychał. Absolutnie spokojny i nieczuły. Wziął głęboki wdech i znów pił. Jednak delikatna cisza się skończyła. Na twarzy zrelaksowanego mężczyzny pojawił się nieprzyjemny grymas. Skrzywił się, nie chcąc słuchać tamtego mazgaja. Jednak to nie płaczek się odezwał. Głos brzmiał dużo spokojniej i bardziej dojrzale.
   -Proszę bardzo. - Gdyby ktoś się mocniej skupił, zwróciłby uwagę na cichy szmer papieru. Jednak nikt tego nie zrobił. Nikt również nie przejmował się cichym pojękiwaniem. Odezwał się pierwszy głos. Tym razem ciszej.
   -Ja... Na prawdę tego nie zrobiłem. - Chwila ciszy. - Przepraszam.
   Człowiek, który właśnie dopił herbatę wstał od stołu i podszedł do zlewu. Szum wody zagłuszał odległą rozmowę. Po chwili szklanka była już czysta, a mężczyzna zaczął pieczołowicie wycierać ją niebieską szmatką.
   -Rozumiem. - Znowu tamte głosy. Mężczyzna uznał, że wreszcie jego znajomi z pracy doszli do porozumienia z tamtym chuderlakiem, który wcześniej mignął mu gdzieś w korytarzu. Na szczęście rozmowa była już na tyle cicha, że dało się ją ignorować. -Ale nie mogę tego zrobić. - To zdanie. Wybiło mężczyznę z rytmu. Z resztą nie tylko jego. Chyba wszystkich, którzy to usłyszeli. To niemożliwe! Niedopuszczalne!
   -Nie rozumiesz w jakim położeniu się znalazłeś? W każdym momencie mogę wpakować i kulkę w łeb i nikt z twoich milusich znajomych nie będzie miał nic przeciwko! - Oprawca chciał zachować powagę. Tylko że w tej sytuacji nie dało się tego zrobić. Wszystko mogło odbyć się zupełnie inaczej niż zwykle. To ekscytujące. Ekscytujące!
   Rzecz jasna nie dla mężczyzny, który właśnie odstawił kubek do szafki i miał zamiar wrócić do swojej pracy. Jednak przez ludzi na korytarzu celowo odwlekał to w czasie. Na jego nieszczęście akurat tego dnia malowali ściany pokoju przesłuchań, więc wszystkich pilnych gości przyjmowali właśnie w tym nieszczęsnym miejscu. Praktycznie pod drzwiami jego biura. Słyszał kroki. Coraz więcej ludzi. Nawet nie liczył na to, że posprzątają po sobie. Był pewien, że to on zostanie po godzinach sam na sam ze ścierką, mydłem i plamami krwi. Zdecydowanie nie lubił brudu. Ale nie lubił też lenistwa. Dlatego wyszedł z małej kuchni.
   Ściany kiedyś były białe. W gruncie rzeczy zachowały ten kolor. Tylko że nie we wszystkich miejscach. Mężczyzna kierował się w stronę rosnącego zamieszania. Podekscytowanie. Groza. Radość. Oczekiwanie. Zniecierpliwienie. Emocje docierały do niego, jakby ktoś przelał je przez sitko. Jakby tylko wybrani mieli do nich prawo. Na korytarzu stała garstka "wybrańców". Przyglądali się chłopaczkowi, klęczącemu na podłodze. Chuderlak trzymał w dłoniach kilka kartek papieru. Drżał na całym ciele i zdawał się nie zauważać ciągle powiększającej się publiki. Ale żył. Nie wyglądał nawet na bardzo poturbowanego.
   Mężczyzna przecisnął się przez tłum. Przez chwile stał w centrum zamieszania. Zrobił duży krok nad dzieciakiem. Nawet nie wiedział, co taki małolat tu robi. Nie miało to dla niego znaczenia. Tylko na chwilę spojrzał na przerażoną twarz. Ich spojrzenia się zetknęły. Trwało to ułamek sekundy. Gdy tylko otworzył drzwi, mężczyzna wszedł do siebie. Nie miał ochoty więcej przebywać z ludźmi, którymi gardził. Oczywiście, rangą byli wyżej od niego, ale mentalnie... Właśnie. Czy można być bardziej niedojrzałym? Zapewne tak. Ale to nie miało większego znaczenia.
   Krzyk. Rozdzierający serce i duszę.
   Cichy szum włączanego komputera i tarcie krzesła o podłogę.
   Wiwat tłumu. Śmiech. 
   Odgłos wystukiwania kolejnych liter na klawiaturze.
   Chwila ciszy.
   Westchnienie.
   Krzyk. Krzyk wojownika. I odgłos przekręcanej klamki. I jeszcze większy rumor i zamykające się z trzaskiem drzwi.
   Spokojny mężczyzna spojrzał znudzonym wzrokiem na wychudzonego chłopaka. Dzieciak nie miał najmniejszych szans z całym tamtym tłumem. A jednak właśnie przekręcał kluczyk pozostawiony w zamku. Opierał się o zamknięte drzwi. Ciężko oddychał, ale żył. Coś błysnęło w jego dłoni.
   Wtedy upadł na podłogę. Z jego ręki wypadł mały paralizator. A z jego nogi tryskała krew. Mężczyzna siedzący za biurkiem trzymał pistolet. Nawet nie chciało mu się wstawać i otwierać drzwi. Ani też nie miał ochoty gnębić chłopaka.
   -Powinieneś stąd wyjść. - To nie była groźba. W żadnym wypadku. Tylko suchy fakt. - Przecież i tak w końcu zrobisz, co ci karzą. Po co się tak męczyć?
   -To tylko chwila. Zaraz po mnie wrócą.- Błysk pojawił się w jeszcze przed chwilą przerażonych oczach. Chłopak brzmiał inaczej. Jego głos brzmiał inaczej. Pewny siebie i zdeterminowany. Przerażony, ale stanowczy.- Wrócą i wymordują was wszystkich. - Próbował się podnieść z podłogi. Niemalże syczał. Tyle że to nic nie zmieniło. Chłopak zemdlał.

1 komentarz:

  1. To co tworzysz porusza, twoje wiersze i opowiadania. Bardzo podobała mi się "Przeciwna samej sobie", ale piszę ten komentarz akurat pod tym postem, bo szczególnie mi się spodobał. Masz talent, którego nie da się nie zauważyć i szeroki zasób słów. Pisz dalej, czekam i życzę weny
    Zosia

    OdpowiedzUsuń

Ludzie sami w sobie są nadzieją.