Opowiadanie na podstawie pracy, która wygrała w konkursie. Mam nadzieję, że jej autorka mnie nie zabije .__.
"Enigma"
W
ostatnich chwilach swojego życia wyciągnęłaś rękę przed siebie, celując
palcem we mnie. Twoje wargi się poruszyły, a twoje ostatnie słowo
najprawdopodobniej brzmiało "tam". Głowy trzech osób zwróciły uwagę na
lustro, a w mojej głowie pojawiła się masa przekleństw, pod adresem tej
zdradzieckiej szui, którą byłaś ty. Przecież i tak umarłaś, a teraz może okazać się, że
na darmo. Cholera. Moje serce dopiero teraz zaczęło szybciej bić, a nogi
bez moje pozwolenia zrobiły krok w tył. Nie mogłam uciekać. Na moim
nadgarstku była przyczepiona bransoletka, przypominająca mi o areszcie
domowym. Jeśli spróbuję uciec policja tu przyjedzie i zobaczy trupa, a
jeżeli zostanę najprawdopodobniej umrę. Jeden z mężczyzn uśmiechał się
podnosząc lampkę ze stołu i podnosząc ją, gotów rozbić lustro.
Wiedział. Oni wszyscy od początku wiedzieli. Popełniłam błąd. Nie
miałaś bransoletki. Cała moja praca poszła na marne. Z tego odrętwienia
wyrwał mnie brzdęk tłuczonego szkła. Odłamki rozpadły się we wszystkie
strony, jednak mnie nie dosięgały. Uznałam to za dobry znak i uzbroiłam
się w maskę spokoju. Patrzyłam powoli na trójkę, która przyszła tu, aby
mnie zabić. Byli idiotami robiąc to, ale ja też nie wykazałam się
zbytnim rozumem.
-Myślałem, że panienka sama otworzy nam drzwi - powiedział ten, który rozbił cienką barierę między nimi, a mną.
-Ale nie musi się panienka martwić - podchwycił niski mężczyzna stojący
po prawej, celując do mnie ze swojej broni - przecież jest jeszcze
nadzieja.Wystarczy, że odpokutujesz za swoje grzechy.
-Och, - do rozmowy wciął się trzeci facet - chyba pan o czymś zapomniał.
-Ależ, o czym tak ważnym mogłem zapomnieć?
Ich rozmowa była głupią grą pozorów, z każdym zdaniem ich uśmiechy poszerzały się coraz bardziej, w ich oczach było coraz więcej żądzy krwi.
-Pokutą tej panienki jest śmierć - wytłumaczył usłużnie, a moje serce dopiero teraz zaczęło bić w szaleńczym rytmie rozpaczy. Przecież chciałam zacząć żyć zgodnie z prawem, pozbyć się tej dziwnej zgrai morderców i żyć w szczęściu. To miała być ostatnia śmierć w tym domu. Ty miałaś być moim odrodzeniem, odcięciem się od tamtego świata i od zła, którego się dopuściłam.
-Panienka chyba się nie gniewa, iż zapomniałem, o tej drobnostce? - Zaśmiał się pod nosem, jakby usłyszał świetny, acz niestosowny dowcip, nadal celując we mnie ze swojego pistoletu, a ja trzymałam ręce za plecami kontynuując ich sadystyczną zabawę w teatr. Odpowiedziałam im, a poza zasięgiem ich wzroku z całej siły szarpałam za poniszczoną już bransoletkę.
-Jakże mogłabym się na panów gniewać? Przecież każdemu zdarza się zapomnieć jakiegoś szczególiku.
-W rzeczy samej! - Powiedział mężczyzna, który stał na środku. - Ktoś wreszcie jest dla nas miły! przecież śmierć nie jest taka zła, jeśli byłaś grzeczna to pójdziesz do nieba.
Czułam, jak bransoletka puszcza, a po moim czole spływają kropelki potu. Skłoniłam się, a właściwie dygnęłam i wtedy poczułam, jak od mojego nadgarstka odczepia się denerwujący kawałek plastiku. Uśmiechnęłam się, tym razem szczerze. Nic nie zaczęło piszczeć, po prostu policja przyjedzie, by złapać mnie, jak uciekam, a zastanie trójkę zabójców, chcących mnie zamordować. Wygram. Byłam święcie przekonana, że tak się stanie, jednak moje serce biło coraz szybciej, a oddech był jeszcze bardziej płytki, niż przed chwilą. Usłyszałam ten okrutny, spokojny głos jeszcze raz.
-Zaraz się przekonasz.
Huk. Ból. Ręce automatycznie wędrujące w stronę klatki piersiowej, z której wylatywała krew. Łzy spływające po policzkach. Więcej bólu.
-Cholera. - Nawet moje ostatnie słowa nie były inteligentne. Przegrałam.
Przepraszam. Enigma.
PS.: Obudziłam się w szpitalu. Najpierw myślałam, że umarłam, potem zrozumiałam, że wygrałam. Nie wiem czemu, ale nie dało mi to pełnej satysfakcji. Powiedziano mi, że złapano tamtą przeklętą trójkę. Uznano ich nawet za winnych moim przewinieniom, według policji we wszystko mnie wrobili, a ja jakoś nie miałam ochoty się kłócić. Teraz prawdę znamy tylko ty, ja i Bob (ten, który robił ci operację plastyczną). Postanowiłam zostawić ten list w twojej trumnie. Jeśli zmartwychwstaniesz, to przynajmniej będziesz mieć ciekawą lekturę.
Zaskoczyłaś mnie.
OdpowiedzUsuńMam tylko nadzieję, że pozytywnie ;)
UsuńPrzeczytałam to opowiadanie dwa razy i muszę przyznać że jest naprawdę dobre. Kurde, kiedy czytałam ostatnio bloga gdzie treść podobała mi się od początku do końca ?
OdpowiedzUsuńMasz bardzo dojrzały styl pisania, potrafisz zbudować klimat a nie piszesz po łebkach tak jak niektórzy to robią :)
Widać że piszesz z sercem i że to jest twoja pasja :) Powodzenia w dalszym prowadzeniu bloga
Duże brawa!
OdpowiedzUsuńJeju masz ogromny talent w pisaniu czekam na dalsze opowiadania :*
OdpowiedzUsuń