piątek, 5 grudnia 2014

Enigma

   Opowiadanie na podstawie pracy, która wygrała w konkursie. Mam nadzieję, że jej autorka mnie nie zabije .__.
  "Enigma"
   Wbrew moim przypuszczeniom świat wcale nie przyspieszył, ani też nie zwolnił, jakby nie uznał tego wydarzenia za wystarczająco istotne. Stałam przed tobą - dziewczyną, którą można by pomylić ze mną. Tak na prawdę nawet cię dobrze nie znałam, a krzyki wychodzące z ust rażąco przypominających moje nie robił  na mnie takiego wrażenia, jak mogłam się spodziewać. Patrzyłam przez weneckie lustro, jak padałaś na kolana, a twoje rozczochrane blond włosy zsuwały ci się z karku, by zakryć nieidealnie odwzorowaną twarz i jak jeden z ludzi, stojących na wprost lustra (w wejściu do mieszkania) patrzy na ciebie z góry. W pewnym sensie patrzyłam na swoją śmierć. Rozdwojenie jaźni, zaburzenia osobowości, jakże zabawne preteksty, którymi można uchronić się przed czyimś gniewem. Byłaś moją dublerką, która powoli się wykrwawiała, leżała na podłodze i już nawet nie próbowała walczyć, a oni myśleli, że jesteś mną, która po prostu ich nie pamięta. Odwróciłaś wzrok od pistoletu, który nadal był w ciebie wymierzony i obróciłaś się w moją stronę. Ty widziałaś tylko swoje odbicie, ale chciałaś wzbudzić we mnie poczucie winy, to była twoja zemsta, jak sądzę. Może czułaś się dzięki temu lepiej. O ile ktoś postrzelony w serce może powiedzieć, że nie jest tak źle.
   W ostatnich chwilach swojego życia wyciągnęłaś rękę przed siebie, celując palcem we mnie. Twoje wargi się poruszyły, a twoje ostatnie słowo najprawdopodobniej brzmiało "tam". Głowy trzech osób zwróciły uwagę na lustro, a w mojej głowie pojawiła się masa przekleństw, pod adresem tej zdradzieckiej szui, którą byłaś ty. Przecież i tak umarłaś, a teraz może okazać się, że na darmo. Cholera. Moje serce dopiero teraz zaczęło szybciej bić, a nogi bez moje pozwolenia zrobiły krok w tył. Nie mogłam uciekać. Na moim nadgarstku była przyczepiona bransoletka, przypominająca mi o areszcie domowym. Jeśli spróbuję uciec policja tu przyjedzie i zobaczy trupa, a jeżeli zostanę najprawdopodobniej umrę. Jeden z mężczyzn uśmiechał się podnosząc lampkę ze stołu i podnosząc ją, gotów rozbić lustro.
   Wiedział. Oni wszyscy od początku wiedzieli. Popełniłam błąd. Nie miałaś bransoletki. Cała moja praca poszła na marne. Z tego odrętwienia wyrwał mnie brzdęk tłuczonego szkła. Odłamki rozpadły się we wszystkie strony, jednak mnie nie dosięgały. Uznałam to za dobry znak i uzbroiłam się w maskę spokoju. Patrzyłam powoli na trójkę, która przyszła tu, aby mnie zabić. Byli idiotami robiąc to, ale ja też nie wykazałam się zbytnim rozumem.
   -Myślałem, że panienka sama otworzy nam drzwi - powiedział ten, który rozbił cienką barierę między nimi, a mną.
   -Ale nie musi się panienka martwić - podchwycił niski mężczyzna stojący po prawej, celując do mnie ze swojej broni - przecież jest jeszcze nadzieja.Wystarczy, że odpokutujesz za swoje grzechy.
   -Och, - do rozmowy wciął się trzeci facet - chyba pan o czymś zapomniał.
   -Ależ, o czym tak ważnym mogłem zapomnieć?
   Ich rozmowa była głupią grą pozorów, z każdym zdaniem ich uśmiechy poszerzały się coraz bardziej, w ich oczach było coraz więcej żądzy krwi.
   -Pokutą tej panienki jest śmierć - wytłumaczył usłużnie, a moje serce dopiero teraz zaczęło bić w szaleńczym rytmie rozpaczy. Przecież chciałam zacząć żyć zgodnie z prawem, pozbyć się tej dziwnej zgrai morderców i żyć w szczęściu. To miała być ostatnia śmierć w tym domu. Ty miałaś być moim odrodzeniem, odcięciem się od tamtego świata i od zła, którego się dopuściłam.
   -Panienka chyba się nie gniewa, iż zapomniałem, o tej drobnostce? - Zaśmiał się pod nosem, jakby usłyszał świetny, acz niestosowny dowcip, nadal celując we mnie ze swojego pistoletu, a ja trzymałam ręce za plecami kontynuując ich sadystyczną zabawę w teatr. Odpowiedziałam im, a poza zasięgiem ich wzroku z całej siły szarpałam za poniszczoną już bransoletkę.
   -Jakże mogłabym się na panów gniewać? Przecież każdemu zdarza się zapomnieć jakiegoś szczególiku.
   -W rzeczy samej! - Powiedział mężczyzna, który stał na środku. - Ktoś wreszcie jest dla nas miły! przecież śmierć nie jest taka zła, jeśli byłaś grzeczna to pójdziesz do nieba.
   Czułam, jak bransoletka puszcza, a po moim czole spływają kropelki potu. Skłoniłam się, a właściwie dygnęłam i wtedy poczułam, jak od mojego nadgarstka odczepia się denerwujący kawałek plastiku. Uśmiechnęłam się, tym razem szczerze. Nic nie zaczęło piszczeć, po prostu policja przyjedzie, by złapać mnie, jak uciekam, a zastanie trójkę zabójców, chcących mnie zamordować. Wygram. Byłam święcie przekonana, że tak się stanie, jednak moje serce biło coraz szybciej, a oddech był jeszcze bardziej płytki, niż przed chwilą. Usłyszałam ten okrutny, spokojny głos jeszcze raz.
   -Zaraz się przekonasz.
   Huk. Ból. Ręce automatycznie wędrujące w stronę klatki piersiowej, z której wylatywała krew. Łzy spływające po policzkach. Więcej bólu.
   -Cholera. - Nawet moje ostatnie słowa nie były inteligentne. Przegrałam.


Przepraszam. Enigma.

   PS.: Obudziłam się w szpitalu. Najpierw myślałam, że umarłam, potem zrozumiałam, że wygrałam. Nie wiem czemu, ale nie dało mi to pełnej satysfakcji. Powiedziano mi, że złapano tamtą przeklętą trójkę. Uznano ich nawet za winnych moim przewinieniom, według policji we wszystko mnie wrobili, a ja jakoś nie miałam ochoty się kłócić. Teraz prawdę znamy tylko ty, ja i Bob (ten, który robił ci operację plastyczną). Postanowiłam zostawić ten list w twojej trumnie. Jeśli zmartwychwstaniesz, to przynajmniej będziesz mieć ciekawą lekturę.

5 komentarzy:

  1. Zaskoczyłaś mnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam to opowiadanie dwa razy i muszę przyznać że jest naprawdę dobre. Kurde, kiedy czytałam ostatnio bloga gdzie treść podobała mi się od początku do końca ?
    Masz bardzo dojrzały styl pisania, potrafisz zbudować klimat a nie piszesz po łebkach tak jak niektórzy to robią :)
    Widać że piszesz z sercem i że to jest twoja pasja :) Powodzenia w dalszym prowadzeniu bloga

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju masz ogromny talent w pisaniu czekam na dalsze opowiadania :*

    OdpowiedzUsuń

Ludzie sami w sobie są nadzieją.